27 grudnia 2015

Ostatni rozdział, czyli Nowy Eden, rozterek ciąg dalszy i spore zaskoczenie...


(Postaram się w recenzji nie zawrzeć żadnych spojlerów z poprzednich części, możesz więc, drogi czytelniku, czytać bez obaw, nawet jeśli wcześniej nie spotkałeś się z Kronikami Czerwonej Pustyni)

Moje uczucia względem trylogii Moiry Young zmieniały się z każdą częścią. W pierwszym tomie, Krwawym szlaku, poznałam Sabę i Lugh, parę bliźniąt uroczonych w dniu zimowego przesilenia, mieszkających wraz z ojcem i siostrą na pustkowiu, przy jeziorze. Autorka teleportuje nas do świata, w którym istnieje jedynie namiastka przyrody, wkoło zaś pełno jest pozostałości po Złomonterach - po nas. Pewnego dnia Lugh zostaje porwany, a ojciec rodzeństwa zabity. Saba wyrusza, aby uratować brata, a przy okazji poznaje bliżej świat, od którego była praktycznie odgrodzona. Rzeczywistość pełną brutalności, okrucieństwa i nieszczęścia. Nie wie jeszcze, jak ważną rolę odegra... Poznałam też Jacka, którego od razu polubiłam. I Emmi, i Mercy, i Wolne Jastrzębie. Wciągnęłam się w historię opowiadaną przez autorkę, z napięciem poznawałam kolejne cechy tego dziwnego światka. W drugiej części, Dzikim sercu, przed bohaterami stają nowe przeciwności, nowe wyzwania. My jednak znamy już rzeczywistość pustyni i możemy się po niej swobodnie poruszać. Akcja zmienia nieco kierunek, a autorka zaskakuje. Prawdziwe b u m pozostawia jednak na sam koniec. Czeka do ostatniego tomu, do Gniewnej gwiazdy, by tam, wykonując mnóstwo skrętów, zawijasów i uników, postawić kropkę. I o tym będzie dzisiaj.

"Kiedy jesteś wygłodniały, pozbawiony nadziei, nawet chude słowa cię nakarmią."

Pierwsze co rzuca mi się w oczy, gdy myślę o całe serii Moiry Young, to przemiana głównych bohaterów, zwłaszcza Saby, narratorki powieści. Z dziewczyny, która po prostu chciała odzyskać brata, rozwinęła się, dojrzała, przybyło jej trochę negatywnych cech i nieco mniej pozytywnych. Pewność siebie. Samodzielność. Ale też jakaś bezmyślność? Władczość? Ukrywanie prawdy, kłamstwa. Zdecydowanie znielubiłam Sabę. Wręcz odrzucało mnie od niej. Uaktywnił się w niej jakiś trudny do wytrzymania sentymentalizm. Nie mówiąc już o tym, jak rzadko udawało jej się podjąć dobrą decyzję. Inni bohaterowie z kolei, przynajmniej ja miałam takie wrażenie, usunęli się w cień. Byli obecni, ale autorka nie zajęła się nimi należycie. Mówię tu przede wszystkim o Jacku, Lugh i Tommo, których było zdecydowanie za mało. Rozterki Saby widocznie były ważniejsze. Eh...

Zaskoczył mnie jednak rozwój akcji. Naprawdę, nie sądziłam, że taka książka jest w stanie mnie zadziwić w jakikolwiek sposób, a tu takie bum! Przy końcówce po prostu zdębiałam. W życiu nie obstawiałabym takiego rozwoju zdarzeń. Na usta już oczywiście ciśnie mi się wiązanka spojlerów, ale powstrzymam się. Chcę tylko powiedzieć, że jestem zdumiona. Pozytywnie, negatywnie - nieważne. Szok. Tyle.

Wciągnęłam się tak samo jak w poprzednich częściach, ale szczerze przyznam - brakowało mi czegoś. I już w sumie nie pamiętam wielu wątków, szczegółów, uleciały mi z głowy. Książka była w porządku, ale chyba tylko tyle. Wiem, że nie zostanie mi długo w pamięci, choć spędziłam z nią kilka przyjemnych chwil, a na koniec autorka zaserwowała mi niezłego kopa.

Co jeszcze mogłabym napisać o tej książce? I o całej serii? Autorka miała pomysł i w moim odczuciu maksymalnie go wykorzystała. Stworzyła bohaterów, których się lubi (lub całkiem odwrotnie), nie postawiła na banalny romans i potrafiła zaskoczyć, tak okrężnie wybierać drogi, abyśmy przypadkiem nie domyślili się, co będzie dalej. Cóż, wyszłam na głupią, byłam przekonana, że zgadłam, że wiem, a tu... coś takiego. Już samo to nie pozwala mi myśleć o Gniewnej Gnieździe i Kronikach Czerwonej Pustyni inaczej, niż z uśmiechem. Polecam? Raczej tak. Wciągnijcie się w świat, w którym nigdy nie wiadomo, co jeszcze może się stać...

"Gniewna gwiazda" Moira Young, Wyd. Egmont, str. 410

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Egmont!

2 komentarze:

Będzie mi bardzo miło, jeśli po przeczytaniu posta napiszesz kilka słów, drogi czytelniku. Każdy komentarz wywołuje mój uśmiech, więc pisz bez obaw! ^^ Chętnie wejdę też na Wasze blogi, więc śmiało zostawiajcie linki (oczywiście byłoby świetnie, gdyby link ten znajdował się dopiero pod sensownym komentarzem. I nie zapraszajcie mnie ciągle do nowych recenzji na swoim blogu!).

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...