10 października 2015

Chaotycznie, zimowo, refleksyjnie, poetycko - "recenzja" dzieła Helprina

Znalezione obrazy dla zapytania zimowa opowieść helprinOtwieram książkę na przypadkowej stronie. I oto co widzę: 

"Późniejszy ranek był już przejrzysty jak szkło. Hardesty podszedł do okna i ogarnął wzrokiem las wieżowców, rozcinających kanadyjski wiatr, który pędził przed sobą błękit niczym olbrzymie stado owiec."
I jeszcze raz:
"Sen uzmysłowił jej, że miasta są trochę podobne do olbrzymich zwierząt, które jedzą, śpią, pracują i kochają." 
I znowu... 
"Płynąc po czarnych jak smoła falach, pod gwiazdami tak nieruchomymi i pełnymi godności, że wyglądały jak dekoracja katedralnej kopuły, Asbury po pewnym czasie zaczął pojmować, dokąd zmierza i po co."

Porównanie za porównaniem, metafory, epitety i wszelkie środki stylistyczne znane ludzkości nakładają się na siebie, tworząc niemal obrazek literacki, liryczny, poetycki, pełen wzniosłych, pięknych słów. Magiczne. I to uczucie, kiedy czytając zamykasz oczy, ale uświadamiasz sobie, że tak przecież nie da się czytać, więc znów je otwierasz, stawiasz się do pionu i ciągle masz ochotę odpłynąć. Zanurzyć się w tym czarującym światku, zimowych, mroźnych ulicach Nowego Jorku, poczuć atmosferę ogromnego miasta, którego wieżowce sięgają nieba. Ten specyficzny, bardzo obrazowy styl pisania Helprina, ta jego skłonność do filozoficznych rozważań na temat życia; czar, urok, które wypływają z każdej strony - to wszystko razem wzięte sprawia, że opowieść ta wydaje nam się taka nierealna. Nie z tego świata. Łatwo się zgubić, pomylić rzeczywistość z fantastyką, prawdę z wyobraźnią. Autor miesza nam w głowach i sprawia, że baśń zdaje się być realna, namacalna, ż y w a.

"(...) serce pani Gamely napełniło się radością jak balon ciepłym powietrzem."

Historia Petera Lake'a jest dziwaczna. Oto on - wychowany przez półdzikich Przymorzan, potem pozostawiony sam na sam ze srogością i wielkością Nowego Jorku, mechanik, złodziej, wiecznie goniony przez bandę Krótkich Ogonów pewnej magicznej zimowej nocy poznaje ją. Beverly Penn. Młodą, piękną kobietę, uwięzioną przez nieustającą gorączkę, ubraną w futra i sobole, bogatą córkę redaktora naczelnego The Sun. Zakochują się w sobie. I co dalej?

"Albowiem czyż można wyobrazić sobie coś piękniejszego niż widok idealnie sprawiedliwego miasta, któremu własna sprawiedliwość wystarcza do szczęścia?"

Tutaj niczego nie da się przewidzieć. Helprin zadbał o to, żeby nic nie było tu stuprocentowo jasne. Wszystko zasnute jest jakby mgłą tajemnicy, niedopowiedzenia, urywanie historii, prowadzenie kilku wątków jednocześnie nadają tej powieści nowego wyrazu. Czegoś takiego nigdy nie czytałam. Przyrost formy nad treścią jest tak przeolbrzymi a równocześnie tak urzekający, że nie mam pojęcia, co o tym myśleć. To nie jest historia miłości. To zatrzymanie czasu, przeskoczenie czasu, zapanowanie nad nim. To opowieść o wielkim mieście, które ma kilka twarzy - potrafi być okrutne, zimne i przerażające, ale też piękne, urokliwe i uzależniające, jak narkotyk.To książka łącząca w sobie masę różnych historii, kompletnie zmyślonych, historia wielu ludzi związanych na zawsze z magią Nowego Jorku.


"Zapatrzył się w swoje odbicie w lusterku i wzruszył ramionami. 
- Zabawne - powiedział. - Nie wiem, kto to jest."


Całość jest mocno przejaskrawiona, dziwaczna, niepojęta. Nigdy nie jest się pewnym, o czym się przeczytało i jak wiele jest w tym prawdy. To taka bajka dla dużych dzieci. Niestety - nieco nużąca. Nie mogę odmówić autorowi warsztatu i niezwykłych umiejętności, ale osobiście nie gustuję w takiej literaturze. Męczyłam się. Owszem, niektóre opisy sprawiały, że odpływałam myślami i duchem, czarowały i przyciągały, ale bez wyrzutów sumienia porzucałam tę książkę raz po raz, nie mogąc zmusić się do lektury. Skończyłam ją jedynie dzięki ogromnej sile woli, a nie chęci. Nie interesowały mnie dalsze losy bohaterów. Mało obchodziła mnie również zagadka, którą jest cała ta powieść. Za mało konkretów, a ja lubię konkrety. Lubię jasną, przejrzystą fabułę, która nie gubi się co chwilę, nie umyka i nie rozpada się na milion maciupkich kawałeczków, których nie da się poskładać do kupy. Nadmiar barwnych opisów wykańczał mnie psychicznie. nie mogłam w żaden sposób się wciągnąć. Dawno też tak bardzo nie cieszyłam się ze skończenia książki.

"Byłem w innym świecie i wróciłem. Posłuchajcie mnie."

Bo na Zimową opowieść trzeba być przygotowanym. Tę powieść tworzy klimat, trzeba być więc w nastroju, aby takie cudeńko przeczytać. Siedemset stron samo się w końcu nie przeczyta. Nie jest to luźna historyjka o panu X i pannie Y, zakochanych po uszy, kończąca się szczęśliwie i zrozumiale. To "literacki labirynt", jak pisze Dorota Wellman: "pomieszanie z poplątaniem". I te słowa chyba najlepiej obrazują mój stan psychiczny po skończeniu tej powieści.

Jestem ciekawa, jak na podstawie tak magicznej książki wyszedł film i chyba go sobie niedługo obejrzę...

2 komentarze:

  1. Kurczę, sam twój tekst mnie zachęcił, ale po obejrzeniu zwiastunu filmu, wiem, ze muszę dorwać te książkę w swoje rece !
    http://world-by-ous.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomieszanie z poplątaniem - jak najbardziej moje klimaty. Brzmi przefantastastycznie, choć boję się tego znużenia, i że zwyczajnie nie dotrwam do końca książki. Przy najbliższej okazji sięgnę po powieść, ogromnie zaintrygowałaś mnie wielowątkowością i niejednoznacznością fabuły.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli po przeczytaniu posta napiszesz kilka słów, drogi czytelniku. Każdy komentarz wywołuje mój uśmiech, więc pisz bez obaw! ^^ Chętnie wejdę też na Wasze blogi, więc śmiało zostawiajcie linki (oczywiście byłoby świetnie, gdyby link ten znajdował się dopiero pod sensownym komentarzem. I nie zapraszajcie mnie ciągle do nowych recenzji na swoim blogu!).

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...