10 maja 2015

Nano, czyli co najpewniej bawi się teraz... w twoim mózgu

Z pewnością macie swoich ulubionych pisarzy. Z pewnością niejedna książka podbiła Wasze serca. Z pewnością czasem dalibyście wszystko, aby przeczytać nową powieść autora ukochanej książki. Tak było właśnie ze mną, Grantem i Gone. Seria była (i jest!) genialna, przeczytałam wszystkie tomy jeden po drugim, świat Kopuły, zamkniętych tam dzieciaków i dziwacznych mocy mnie oszołomił i wciągnął. BZRK jednak długo odpychało mnie od siebie opisem, bo... małe robociki, które mają zawładnąć światem? Serio? W końcu z pomocą przyszła mi promocja w Matrasie (dziewięć złotych za takie cudo?!) i znowu dałam się porwać.

A więc: "Pozwól, że opowiem ci o nano."

Nano to inny świat, niewidoczny gołym okiem, choć tak bliski. Nano to świat widoczny oczami biotów - mikroskopijnych istot buszujących po ludzkim organizmie. Tu, w naszym ciele, w mózgu, rozgrywają się walki, zostaje zmieniony sposób myślenia, poglądy i emocje. Tu walczą ze sobą fanatycy i szaleńcy. Jedni chcą opanować umysły największych przywódców świata, drudzy muszą ich powstrzymać. 
Sadie i Noah (a może Plath i Keats?) zostają zwerbowani do drużyny BZRK. Muszą nauczyć się kierować swoimi biotami, tkać cudze myśli i... zabijać. Vincent prowadzi swoją prywatną walkę z Bug Manem, a bracia Armstrong, potworni bliźniacy syjamscy, planują w swoim azylu wysoko ponad głowami mieszkańców. Losy ich wszystkich, ciasno splecione, zdecydują o pokoju na świecie. Kto wygra? 

Są tacy autorzy, których styl pisania rozpoznacie zawsze i wszędzie. Michael Grant zdecydowanie się do nich zalicza. BZRK przypomniało mi, dlaczego tak pochłonął mnie świat Gone. Nawał akcji, brutalny przelew krwi, ciągle coś się dzieje, coś odwraca naszą uwagę, coś każe nam zapomnieć o obowiązkach i innych zajęciach. Taki Gaiaphage mówiący "Czytaj, czytaj, czytaj...". Musicie wiedzieć, że zwykle coś takiego mnie nie bawi. No wiecie, latające kończyny, opisy wybuchających wnętrzności, czy walki między nanobotami i biotami. To nie w moim guście. No ale Grant tak zręcznie łączy ten przesyt akcji i ciągłej walki o przetrwanie z dokładnymi opisami bohaterów, ich problemów i rozterek, że w sumie nie idzie choć trochę nie polubić tej książki. Ona ma w sobie to coś.

"- Co ważniejsze: wolność czy szczęście? (...)- Nie możesz być szczęśliwy jeśli nie jesteś wolny."

Tematyka, która na początku mnie raczej nie zachęciła, potem mnie nawet zainteresowała. Autor przedstawia nam świat, w którym władze trzymają nieliczni, a mianowicie ci, którzy wiedzą, co to nanotechnologia. Przeciętni obywatele mogą nawet nie wiedzieć, że są zainfekowani - że po ich mózgu spacerują sobie oddziały nanobotów, łączące różne wspomnienia z odpowiednimi emocjami. I choć oczywiście BZRK nigdy nie dorówna poprzedniej serii Granta, to cieszę się, że mogłam znowu doznać tego natłoku zdarzeń. Mikroświat mnie zafascynował. Rzęsy, które wydają się wielkie jak drzewa, linie papilarne jak wydmy, siatkówka jak miliony nakładających się na siebie barw. Opisy ludzkiego ciała, z zupełnie innej perspektywy.

Bohaterowie są barwni i ciekawi, choć dialogi wydały mi się niesamowicie sztuczne. Sadie i Noah rzucali ciągle "głębokimi" tekstami (przerywanymi jedynie przekleństwami), które doprowadzały mnie do szaleństwa. Przeszkadzał mi też brak... empatii? Brutalność? Bezwzględność? Trochę za dużo tej krwi, trochę za dużo chamstwa. Żaden bohater nie miał zbyt rozbudowanego systemu wartości - liczyło się tylko zwycięstwo i zemsta. Smutne. Choć w sumie jak rewelacyjnie pasuje do tej powieści. Hmm...

"Zaskakujące ile może przekazać dwu sekundowe spojrzenie. Strach. Smutek. Żal. Poczucie porażki."

Właśnie - poziom brutalności może zaskakiwać. Delikatności tu raczej brakuje. Już pierwsze rozdziały fundują nam masakrę samolotu, zamkniętego w psychiatryku brata Noah i zabójstwo w makro. Przemoc, przemoc, przekleństwa, brutalność, krew, masakra i duuuużo akcji. Oto jak najprościej scharakteryzować BZRK. Do tego kilku barwnych bohaterów, ciekawy pomysł, zaskakująca końcówka i oto w pełni ukazuje nam się kolejne dzieło (dzieło?) Granta. Nie dorasta do pięt jego poprzedniej serii (tak, tak, będę to ciągle podkreślać), ale i tak warto przeczytać i się trochę rozerwać. Rozluźnić. Odmóżdżyć. Z niecierpliwością będę czekać na kolejną część.

"BZRK" Michael Grant, Wyd. Amber, str. 350

PS. Okładka na ekranie komputera wydaje się ohydna, ale na żywo nabiera charakteru. Te napisy tak się błyszczą! ^^

. . .
Kochani! W środę wyjeżdżam do Anglii, na wycieczkę, i nie będzie mnie kilka dni. Ale bardzo się cieszę na ten wyjazd, pierwszy raz za granicą! (Nie licząc tych krótkich momentów przekraczania granicy Czechy-Polska, Polska-Słowacja podczas górskich wędrówek). 
Zapraszam Was do polubienia fanpage'a Zaczarrowanej i pozdrawiam Was cieplutko! :))

2 komentarze:

  1. O książce sporo słyszałam, ale jakoś mnie do niej nie ciągnie. Może jak w końcu przeczytam ''Gone'' to będę bardziej ciekawa tej pozycji.
    Udanej wycieczki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakoś nie ciągnie mnie do tej książki ale może dlatego że ostatnio przerzuciłam się na obyczajówki ;) Życzę Ci miłej i udanej podróży ;)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli po przeczytaniu posta napiszesz kilka słów, drogi czytelniku. Każdy komentarz wywołuje mój uśmiech, więc pisz bez obaw! ^^ Chętnie wejdę też na Wasze blogi, więc śmiało zostawiajcie linki (oczywiście byłoby świetnie, gdyby link ten znajdował się dopiero pod sensownym komentarzem. I nie zapraszajcie mnie ciągle do nowych recenzji na swoim blogu!).

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...