Mare Barrow, dziewczyna od błyskawic, poległa na całej linii. Zdradzona, oszukana, wciągnięta w sieć intryg, których nie rozumie, w samym centrum wydarzeń, wśród ludzi, którym nie ufa. Nikomu już nie ufa. "Każdy może zdradzić każdego". Mare, popełniając błąd za błędem, zostawia za sobą kolejne ofiary i krzywdzi osoby, które powinny być jej najbliższe, przy czym towarzyszy jej coraz mniejsze poczucie winy. Zabójczyni. Tylko w imię czego walczy? Co chce osiągnąć? Kto jest z nią - a kto przeciwko niej?
Okrutny król Maven, który sięgnął po koronę na drodze podstępu, nie spocznie, póki nie znajdzie Mare i pozostałych Nowych. Rozpoczyna się wyścig. Kto pierwszy dotrze do Nowych - Czerwonych, którzy posiadają umiejętności Srebrnych, "silniejszych od jednych i drugich"? Czy dojdzie do wojny domowej? Jak wiele osób zginie jeszcze w walce pomiędzy "panami" i "poddanymi"? I kto wygra?
"Nikt nie urodził się złym człowiekiem, tak samo jak nikt nie rodzi się samotny. Stajemy się tacy przez wybory, których dokonujemy, i okoliczności, w jakich przychodzi nam żyć."
Nienawidzę głównej bohaterki! Zadufana w sobie egoistka, która myśli, że wszystko kręci się wokół niej! Uważa, że wszystko jej wolno - bo co? Bo przez przypadek stała się sensacją? Bo trup ściele się za nią gęsto? Bo jest taka pokrzywdzona przez los? Liczy na to, że wszyscy będą się z nią zgadzać, skakać wokół niej, chwalić, pocieszać i robić, co ona sobie tylko zażyczy, ale... co daje w zamian? Nieufność, zmienne nastroje, pogardę, władczość, lekceważenie, poczucie wyższości nad wszystkimi i wszystkim, kolejne kłamstwa, manipulacje. Prawdopodobnie nie zrobiła NIC dobrego w ciągu obydwu tomów - a uważa się z bohaterkę?! Czemu nie zginęła na Kościńcu? Co widzą w niej ci biedni chłopcy? Dlaczego uważa się za wyjątkową? Jesteś żałosna, Mare Barrow. Ranisz, kaleczysz, zabijasz, a uważasz się za najbardziej godną współczucia.
Mare traktuje innych nie jak ludzi - ale jak narzędzia, którymi może posłużyć się według własnych zachcianek. A kiedy ktoś jej to wypomni (kochajmy Cameron! ♥), wielce się burzy, ucieka, wrzeszczy i myśli, że do niej tak się zwracać nie można. Kreatura bez serca. Liczy się tylko ona i jej "uczucia" (choć zaczynam wątpić, żeby istniało w niej coś poza gniewem i egoizmem). Kto dał jej prawo decydowania o życiu i śmierci innych? Kto pozwolił rządzisz się takiej głupiej małolacie?
No. W końcu to z siebie wyrzuciłam! Choć już w Czerwonej Królowej rosła we mnie niechęć do głównej bohaterki, dopiero Szklany miecz w pełni ukazał jej mroczną stronę, doprowadzając mnie do wściekłości. I wiecie co? W pewnym momencie zaczęłam kibicować Mavenowi, aby odnalazł Mare i żył sobie z nią długo i szczęśliwie. Ta dwójka bezdusznych szaleńców idealnie do siebie pasuje!
Ta książka wzbudziła we mnie naprawdę morze współczucia - dla Srebrnych i Czerwonych, dla Cala, Kilorna, członków Czerwonej Gwardii, Nowych, całej rodziny Barrow, posyłanych na wojnę dzieciaków, nawet dla Mavena. Ale nie dla tej podłej egoistki. Chyba nie muszę tłumaczyć, że narracja pierwszoosobowa tym bardziej mnie irytowała. Gdyby historię opisywał nam jakiś miły, bezstronny, wszystkowiedzący narrator, miałabym nadzieję, że Mare umrze. A tak to lipa. Dobrze, kończę już żale pod adresem Mare. Ujmę to delikatnie - to postać wywołująca całą falę (negatywnych) emocji. Nie da się jej lubić. Wszystkich, ale nie ją.
"Boję się samotności bardziej niż czegokolwiek innego. Dlaczego więc to robię? Dlaczego odpycham od siebie ludzi, których kocham? Co jest ze mną nie tak?
'Nie wiem'.
I nie wiem, jak się powstrzymać."
Napisałam to w taki sposób, że możecie błędnie przypuścić, iż główna bohaterka moim zdaniem jest w a d ą tej powieści, ale to nie tak! To dziwne, ale... polubiłam to, że nie polubiłam Mare. Pierwszy raz spotkałam się z tym, że autor celowo skiepścił bohatera, wywołując we mnie tyle emocji. Dzięki temu Szklany miecz był tak dalece bardziej... intrygujący i porywający! A wiecie, co jest najlepsze? Zakończenie.
Akcja jest mniej nieprzewidywalna niż w części pierwszej (zdążyłam przyzwyczaić się do chwytów pani Aveyard i już wiem, czego mogę się po niej spodziewać) i stety-niestety udało mi się przewidzieć, jak potoczą się losy naszych bohaterów, ale i tak jestem usatysfakcjonowana. Wystarczy przebrnąć przez pierwsze sto pięćdziesiąt stron książki, które nużą i są praktycznie o niczym, aby całkiem przepaść w wykreowanym przez autorkę świecie.
Podoba mi się styl autorki, chociaż... denerwowały mnie (kurczę, ale ja się łatwo wściekam!) liczne opisy architektury i różnorakich miejsc, których za chiny nie potrafiłam sobie wyobrazić, więc równie dobrze mogło się bez nich obyć. Zajmowały jedynie miejsce. Mimo to powieść napisana jest lekkim, przyjemnym językiem, przez co pochłania się ją w tempie ekspresowym. Przez kilka dni żyłam tylko światem Czerwonych i Srebrnych. Z jednej strony cieszę się więc, że powstanie jeszcze część trzecia serii, ale z drugiej strony myśl o tym, ile jeszcze czasu będę musiała na nią czekać, sprawia, że chciałabym skończyć przygodę z Czerwoną Królową na drugim tomie.
"-Miłość zaślepia.
-Każdy rozumie miłość na swój sposób...
-Nie wiem, czy ty w ogóle potrafisz kochać."
Co do wątku romantycznego, bo bez niego oczywiście obyć się nie mogło (toż to młodzieżówka bez nastoletniej miłości nie jest nic warta!) - sama nie wiem, co mam o tym myśleć. Bo wiecie, żal mi wszystkich, którzy mają jakikolwiek kontakt z Mare. Dołączam więc do teamu Mavena! Tylko on mógłby być na swój sposób szczęśliwy w tym chorym związku. No i w sumie lubię kolesia. Wróżę im piękną wspólną przyszłość. Cal też jest spoko, ale na niego Mare nie zasługuje, pff! (Poczułam się dziwnie, pisząc to. Jak jakaś zachwycona wątkiem romantycznym małolata. Żałość nad żałościami...)
Warto by chyba jeszcze wspomnieć o pozostałych bohaterach. W Szklanym mieczu pojawiło się sporo nowych postaci, a moje serce w szczególności zdobyła Cameron (za ostre słowa w kierunku Mare) i Babcia, polubiłam też Shade'a, Jona i Cala oczywiście, ale go lubiłam już w Czerwonej Królowej (ta słabość do honorowych, zagubionych, dumnych i szczerych).
Z całego serduszka polecam Wam serię Victorii Aveyard! Jestem pewna, że podobnie jak ja wsiąknięcie w świat Czerwonych i Srebrnych. Szklany miecz jest, podobnie jak i jego poprzedniczka, idealnym sposobem na relaks i oderwanie się od codzienności. To nowy, fantastyczny świat przepełniony przygodą i niecierpliwym oczekiwaniem na ciąg dalszy.
"Szklany miecz" Victoria Aveyard, Wyd. Otwarte, str. 560
. . .
Kochani! Jeśli jeszcze się nie zgłosiliście, serdecznie zapraszam Was do rozdawajki - k l i k!
Dla mnie ta bohaterka jest zbyt tępa, bym mogła żywić do niej jakiekolwiek głębsze uczucia ;D A nienawiść takim jest.
OdpowiedzUsuńMnie ta seria jedynie rozbawiła, ale niekoniecznie przez to, że autorka chciała, by była zabawna XD
Widzę, że nie tylko ja zapałałam nienawiścią do Mare :D Drugi tom może byłby całkiem ok, gdyby usunąć z niego główną bohaterkę, bo przez nią książka bardzo straciła w moich oczach. Mavena uwielbiam i szkoda, że było go tak mało, mam nadzieję, że autorka zrekompensuje nam to w ostatniej części :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe jest to, że mimo nienawiści do głównej bohaterki nie uważasz tego za wadę książki. I to chyba to najbardziej mnie zaintrygowało, dzięki Twojej recenzji :D Chyba sięgnę po nią z ciekawości jakie uczucia wzbudzi we mnie główna bohaterka!
OdpowiedzUsuńJa w pierwszej części bardzo polubiłam główną bohaterkę. Bardzo podobała mi się Czerwona Królowa i zamierzam też sięgnąć po Szklany Miecz.
OdpowiedzUsuń