19 lutego 2015

Powrót do pewnego wspaniałego ulubionego najlepszego autora. Tobi i Vango.

Do pana Fombelle mam słabość od lat dzieciństwa. W dużej mierze to on sprawił, że pokochałam czytać. Kojarzycie może "Tobiego", o którym tak często ględzę? Pewnie nie, szkoda, że ta powieść, powieść mojego dzieciństwa, powieść piękna, wspaniała, wciągająca, oryginalna i tak niezwykła (a przynajmniej dla mnie), nie jest prawie w ogóle znana. O tym jednak innym razem, widzicie przecież, że okładka widoczna po lewej wcale nie jest okładką "Tobiego"... 
"Vango". Gdy całkiem przypadkiem ujrzałam tę książkę na Lubimy Czytać, myślałam, że ze szczęścia wyfrunę przez okno. Tak, tak, tak! W końcu! W końcu przeczytam kolejną powieść autora kochanego "Tobiego"! Po niecałych dziesięciu minutach zamówiłam książkę, a po trzech dniach odebrałam ją w pobliskim Matrasie. I przepadłam.

Rok 1934
Vango Romano to człowiek tajemnica. Nie wiadomo skąd jest, ile ma lat, jak nazywają się jego rodzice, a nawet z jakiego kraju pochodzi. Nic. Pewnego deszczowego, kwietniowego dnia, kiedy razem z innymi odzianymi na biało mężczyznami, przyszłymi księżmi, leży na bruku w cieniu paryskiej katedry Notre Dame, zaczyna się obława. Policjanci szukają jego, Vanga, którego podejrzewają o popełnienie morderstwa. Vango jest niewinny, ale postanawia uciec. Cudem udaje mu się wymknąć, wspinając się po dachach Paryża. Już niedługo okazuje się, że nie tylko policjantom zależy na złapaniu go. Kim są jego prześladowcy? I kim jest Vango?
...
...
...

Hmmm... Od czego by tu zacząć? Co napisać? Jakich słów użyć, gdy z mózgu zrobiła się papka, która odmawia współpracy? Jak opisać książkę, o której nie wie się, co myśleć?

Hmmm...Przepraszam, nie umiem, po prostu nie potrafię napisać nic sensownego.

Yyyy... Podobało mi się. Tak, podobało. Bardzo. Ym, eh, Vango był, no, był. I Ethel też w sumie. No i ogólnie bohaterowie. I akcja. Akcja! Też... była. I język, cóż to był za język. I te podobieństwa do "Tobiego", no i pomysł. I... ech...

Trochę to potrwa.

Moja głowa przypomina sito - jest dziurawa. Wszystkie słowa wpadły. Jak powiedzieć, że coś było magiczne, ciekawe, choć w sumie nic takiego niezwykłego tam nie było, ale w sumie miało to coś? I w sumie było niezłe? Ale dziwne. Inne. Ale czarujące? A może raczej urokliwe? Jak powiedzieć, że coś było naprawdę, naprawdę dobre, ale nie wiadomo dlaczego? 

Nie. Chyba wiem, dlaczego.

Bo Fombelle pisze inaczej. Manipuluje każdym zdaniem i zmienia z pozoru proste słowa i wyrażenia, na coś obłędnego. Magicznego. Wciągającego. Pięknego. Tak, to dobre słowo - pięknego. 

Powieść ta jest piękna. Łagodna, cicha, acz momentami zaskakująca. Łapie za serducho, choć wcale nie jest wzruszająca. Porusza, choć płynie powolutku. Jest tak, tak, tak "nasza". Taka tylko dla "mnie". Osobista i, i, i... Jest. Po prostu jest. 

Świetna. Masa wątków i bohaterów nie przeszkadza, a sprawia, że książka jest tym bardziej niezwykła. Każdego możemy zrozumieć. Każdy opowiada swoją historię - a to ciekawe, każdy oprócz Vanga. Pierwszy raz spotykam się z czymś takim - główny bohater, wcale nie jest najważniejszy. Niewiele o nim wiemy. Niewiele mówi. Niewiele go jest. A jednak w dziwaczny i pokrętny sposób łączy to "wszystko" w logiczną całość. 

Ta historia jest zakręcona, poplątana, ale wciąż tak piękna! Refleksyjna. Melancholijna. Ale pełna akcji, zwrotów wydarzeń, a równocześnie tak powolna. Jak to możliwe, pytam się?! W jednej powieści nie może być tyle kontrastów! Niedopowiedzeń! 

Ale to działa. Hmmm... 

To nie jest książka tylko o Vangu i jego ucieczce. To opowieść Ethel, która tęskni i mieszka w zamku w Szkocji. I o ogromnym zappelinie dowodzonym przez Eckenera. Zbiegłym przestępcy. Niewidzialnym klasztorze. Mademoiselle, która nic nie pamięta. Pewnej wyspie. O "pani" Kret. O paranoiku i klaustrofobce. Pewnym ośle imieniem Tesoro. 

Całość jest pełna szczegółów i szczególików. Posiekana na drobne cząstki, które na pierwszy rzut okaz nie mają ze sobą nic wspólnego. Wiem, że ten mój twór już od dawna nie przypomina recenzji, ale... co zrobić? Są takie książki i są takie emocje, których opisać się nie da za żadne skarby świata. Tym bardziej opisać rozsądnie. 

Czy się rozczarowałam? Nie. "Vango" jest bardzo, BARDZO podobny do "Tobiego". Jest tylko nieco dojrzalszy i osadzony w innym świecie. Nie na drzewie, wśród małych ludzików, ale w czasach przed drugą wojną światową. W rzeczywistości. No i tak samo czaruje. Tak samo wciąga. Ta samo zostawia nas z szeroko otwartymi ustami. Zdziwionych i, haha, zamulonych. Książkowy kac i kilka chwil otępienia gwarantowane. 

Polska okładka jest nie najpiękniejsza, więc najlepiej nie zwracajcie na nią uwagi. W środku jest lepiej. Dużo, dużo lepiej. Przeczytajcie, niezależnie od wieku, niezależnie od tego, co lubicie czytać. A nuż Wam się spodoba specyficzny język francuskiego autora o nazwisku Fombelle. Natłok historii i magia widoczna na każdej stronie. Ta refleksja i sprzeczne emocje. Może akurat? 

Nie zgadzam się z opisem na okładce - to nie jest książka przygodowa. A na pewno nie tylko. 

2 komentarze:

  1. Nie czytałam jeszcze żadnej książki tego autora i na razie nie planuję tego robić. Jednak nie wykluczam, że gdy spotkam ta książkę to ją przeczytam.
    Oj, opisy na okładce często są myślące.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytałam Tobiego a ni nic nie słyszałam o Vango ale skoro ty tak rozpływasz się nad obiema to koniecznie muszę przeczytać obie jak tylko mi się oda je znaleźć w bibliotece ;)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli po przeczytaniu posta napiszesz kilka słów, drogi czytelniku. Każdy komentarz wywołuje mój uśmiech, więc pisz bez obaw! ^^ Chętnie wejdę też na Wasze blogi, więc śmiało zostawiajcie linki (oczywiście byłoby świetnie, gdyby link ten znajdował się dopiero pod sensownym komentarzem. I nie zapraszajcie mnie ciągle do nowych recenzji na swoim blogu!).

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...