25 maja 2015

Telefoniczne pogawędki z umarłymi

Pierwszy telefon opatentował Alexander Graham Bell. Jego wynalazek, maszyna, która pozwala rozmawiać na odległość, to jedno z największych odkryć współczesności. Ułatwia komunikację ludzi nawet z dwóch krańców Ziemi. Wystarczy wybrać numer i już! W słuchawce odzywa się głos ukochanej osoby. Bywa jednak, że nie ma zasięgu. Wtedy nigdzie się nie dodzwonisz. Z nikim nie porozmawiasz. 
A w niebie? Czy w niebie jest zasięg? Czy zmarli mogą wybrać numer i powiedzieć coś do osoby na dole? Czy można odebrać telefon z nieba? 
W Coldwater, małym mieście w stanie Michigan, dochodzi do cudu. Ludzie twierdzą, że co piątek rozmawiają z nieżyjącymi bliskimi. Przez telefon. Czy niemożliwe może być możliwe? Czy to prawda, czy może bajeczka wymyślona przez mieszkańców? Czyżby istniał sposób na skontaktowanie się z tymi, którzy nas opuścili?

Kiedy człowiek wierzy, nie potrzebuje dowodu.

Pierwszy telefon z nieba nie było książką, którą bardzo chciałam przeczytać ani nawet taką, za którą się oglądałam, spacerując między regałami w księgarniach. Jej zakup był całkiem przypadkowy i spontaniczny, a przeczytałam ją niemal całą podczas jazdy autokarem. Jakie było pierwsze wrażenie? Książka dość lekka, przyjemna, autor posługuje się bardzo prostym językiem. Historia też raczej niezbyt skomplikowana - jeden, główny wątek, wokół którego kręcą się wszystkie wydarzenia i bohaterowie. Powieść ma wyraźnie zarysowaną fabułę i akcja raczej nie robi żadnych zakrętów, uników, biegnie sobie wytyczoną ścieżką, bez numerów. Czy to dobrze, czy źle? Zależy. Jeśli ktoś liczy na bardziej ambitną lekturę, to tutaj z pewnością jej nie znajdzie. Powieść jest stworzona na pogodne wieczorki, kiedy po ciężkim dniu masz ochotę sobie tylko legnąć na łóżku i coś poczytać. Albo jedziesz autokarem i kompletnie nie masz co robić. Na początku zdziwiło mnie nieco porównanie książki do twórczości Paula Coelho (będę szczera - nieco mnie to nawet odrzuciło), ale ta prosta, żeby nie powiedzieć banalna, filozofia i próba ogarnięcia ludzkiej psychiki w dość nieskomplikowanej, choć oryginalnej historii, jest dla obydwóch autorów wspólna.

W niezliczonych ludzkich rozmowach telefonicznych odbytych od tamtej pory idea ta zawsze była nam bliska. "Przyjdź tutaj. Chcę cię zobaczyć.". Niecierpliwi kochankowie. Przyjaciele na odległość. Dziadkowie rozmawiający z wnukami. Głos w telefonie to tylko przynęta, okruch rzucony głodnemu. "Przyjdź tutaj. Chcę cię zobaczyć.".

Mimo to, Pierwszy telefon z nieba czytało mi się przyjemnie i błyskawicznie. Pomysł, rozmowy ze zmarłymi, też przypadł mi do gustu. Mitch Albom zwrócił szczególną uwagę na reakcję ludzi, którzy odebrali telefon z nieba, a także wielkie zamieszanie powstałe przez to w małym miasteczku, w którym się ów cud wydarzył. Tłumy. Gromady reporterów. Korki. Zajęte miejsca noclegowe. Pielgrzymki. Nagłe nawrócenia. Przejęcie. Jest to nieco niepokojące, ale także... fascynujące. Tak, autor zdecydowanie skupia się na ludzkich reakcjach.

Muszę przyznać, że historia jest dość przewidywalna. Jak już wspominałam, nie ma tu wielkiego bum!, które mogłoby nas zaskoczyć i zwalić z nóg. Jest może tylko małe puf!, które co najwyżej podniesie nasze brwi nieco do góry. Przydałoby się tu nieco więcej akcji, ale cóż... Książka przedstawia nam kilku bohaterów (i do końca nie wiadomo, który jest tym głównym, choć osobiście obstawiałabym Sully'ego) i ich historie. Jak można się domyśleć, każda jest inna, ale łączy je jedno - sprawa pozagrobowych telefonów. I utrata bliskiej osoby.

Podobały mi się wstawki o historii telefonu. Autor tworzy swoją powieść na podstawie dobrze nam znanych dziejów Bella, twórcy telefonu. To było, myślę, bardzo przyjemnym rozwinięciem i urozmaiceniem fabuły.

Podsumowując, książka nie jest żadnym wielkim odkryciem, nie wiadomo jakim geniuszem i nie powoduje dreszczyku emocji. Jest raczej dość spokojna, przeciętna, akcja płynie sobie powolutku przez dość przewidywalną, aczkolwiek przyjemną historię. Autor porusza sprawy religijne, cuda, próbuje rozpracować ludzką psychikę i w sumie dobrze mu to wychodzi, ale nie porywa. Właśnie - nie porywa. Mimo to cieszę się, że powieść przeczytałam, a czas na nią przeznaczony nie uważam za stracony (nawet nie czuję, kiedy rymuję). Nie polecam, nie odradzam - sami sprawcie, czy warto.

"Pierwszy telefon z nieba" Mitch Albom, Wyd. Znak Literanova, str. 395

. . .
Kochani, dzisiaj na blogu Bądź tu, teraz pojawiło się Książkowe MMA, w którym to z Sherry stoczyłyśmy słowną walkę na temat powieści Johna Greena 19 razy Katherine! Zapraszam Was serdecznie ^^ Dziękuję dziewczynom za to, że mogłam wziąć udział i życzę sukcesów z akcją! :)) Dziś kończę już moje ględzenie - pozdrawiam Was cieplutko i do napisania. 

Zapraszam: Facebook | Google+

4 komentarze:

  1. O książce już słyszałam, a im więcej słyszę tym mniej mnie ciekawi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że książka jest przewidywalna, bo po opisie spodziewałabym się oryginalnej fabuły.

    OdpowiedzUsuń
  3. Historia rzeczywiście wydaje się dość prosta, jednak wcale mnie to nie zniechęca. Wręcz przeciwnie, z chęcią bym ją przeczytała. Powinna świetnie się sprawdzić jako lekkie czytadło. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię Alboma, a tej ksiązki jeszcze nie czytałam. Wydaje mi się, że w tym momencie życia mogłaby być dla mnie odpowiednia. Zaplanuję ją w wydatkach na ten miesiąc;)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli po przeczytaniu posta napiszesz kilka słów, drogi czytelniku. Każdy komentarz wywołuje mój uśmiech, więc pisz bez obaw! ^^ Chętnie wejdę też na Wasze blogi, więc śmiało zostawiajcie linki (oczywiście byłoby świetnie, gdyby link ten znajdował się dopiero pod sensownym komentarzem. I nie zapraszajcie mnie ciągle do nowych recenzji na swoim blogu!).

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...