Pszczoła. Niby nic takiego. Ot, mały, bzyczący owad, który najczęściej kojarzy nam się z żądleniem i miodem. Jednak pojedyncza pszczoła nic nie znaczy - to we wspólnej pracy, w pszczelim społeczeństwie tkwi siła tego pasiastego roju. Współpraca, organizacja, a często także poświęcenie - to właśnie w tych wartościach ukrywa się sens pszczelego życia. Ludzie nauczyli się hodować pszczoły i pozyskiwać miód z ich ciężkiej pracy. Zaczęli tworzyć ule, najpierw prymitywne, słomiane, w których każda próba uzyskania miodu kończyła się śmiercią wielu owadów - potem nowocześniejsze, bardziej przyjazne, łatwiejsze w obsłudze. Jednak nagle zaczęło się dziać coś niepokojącego...
W 2007 roku w Stanach Zjednoczonych zaczęły masowo ginąć pszczoły. Następnie na całym świecie. Sztuczne nawozy? Nowy rodzaj szkodników? Co tak naprawdę było powodem ogólnoświatowej katastrofy? W 2045 na świecie nie ustała się ani jedna pszczoła. Świat oszalał. Roślinność obumarła, zwierzęta nie miały czym się żywić, nastało globalne ocieplenie. Po raz pierwszy w historii ludzi zaczęło ubywać. Tylko w Chinach, gdzie kwiaty zapylano ręcznie, korzystając z tysięcy par rąk, ludzie zdołali przetrwać. Jest rok 2098.
Historia pszczół to opowieść z trzech epok.
Przenosimy się do roku 1852, gdzie William Atticus Savage próbuje stworzyć przełomowy ul. Następnie do roku 2007, na farmę George'a, gdzie zaczynają dochodzić informację o wymieraniu pszczół. W końcu rok 2098 i Tao, matka, której dziecko znika w tajemniczych okolicznościach i która za wszelką cenę chcę je odnaleźć.
Maja Lunde maluje przed oczami czytelnika obraz globalnej katastrofy, świata bez pszczół. Przybliża nam pszczele tajemnice, które zaskakują, fascynują, o których czytelnik wcześniej nie miał nawet pojęcia. Życie pszczół jest niezwykłe, to skomplikowany organizm, wspólnota, prawdziwe społeczeństwo, w którym każdy ma określoną rolę. Książka ta nie jest jednak naukowym wywodem i choć od początku wiadomo, że to wokół pszczół kręcić się będzie cała fabuła, w powieści Lunde znajdujemy historię l u d z i, ich problemy, rozterki, zmagania i wewnętrzne przeżycia. To nie tylko opowieść o pszczołach - ale przede wszystkim o nas, o człowieku.
Mimo to żaden z bohaterów nie zdobył mojej sympatii. Nikt nie wydał mi się wystarczająco barwny, interesujący i trójwymiarowy. Nie potrafiłam się przywiązać ani do Tao, której jedyną cechą była macierzyńska troska, ani do Williama, który wydawał mi się po prostu żałosny, ani do George'a, choć z całej tej trójki to właśnie on był najbardziej normalny. Postacie stworzone przez autorkę są zbyt płaskie, a ich problemy - zbyt do siebie podobne. Momentami czułam się, jakby ta nasza trójeczka była w rzeczywistości jednym człowiekiem. Choć Maja Linde stara się przedstawić nam często trudne relacje między rodzicami i dziećmi, a także skalę upadku, jaki może spotkać człowieka - tak naprawdę czułam, że wszystko to jest nierealne, oderwane od rzeczywistości, daleko ode mnie. Pod względem psychologicznym, życiowym, nie znalazłam w Historii pszczół niczego wartościowego czy wartego uwagi. Niczego dla siebie.
Sporo też zabrakło stylowi autorki, która pisze denerwująco prosto. Frazesy na frazesach, banalne metafory, bark polotu, czegoś charakterystycznego, intrygującego. I choć sam pomysł na książkę jest świetny, akcja płynie szybko, przez co czytelnik nie nudzi się choćby przez chwilę, a historie bohaterów wbrew pozorom są dość ciekawe, to zbyt prosty język autorki trochę mnie irytował.
Nie jestem zachwycona ani oczarowana Historią pszczół. Nie mogę jednak powiedzieć, że jest to pozycja niewarta uwagi, wręcz przeciwnie! Autorka stworzyła wizję świata bez pszczół, zainteresowała mnie życiem tych małych, fascynujących stworzeń, pokazała, jak wielkie znaczenie ma dla całej Ziemi ich istnienie. Napisała historię, która pochłania czytelnika i która ani na chwilę nie zwalnia tempa, odkrywając przed nami dalsze losy bohaterów, którzy może nie są zbudowani z krwi i kości, ale po pewnym czasie przestają być nam tak całkiem obojętni. Prosty styl pisania autorki pozostawia wiele do życzenia, to fakt. Faktem jest też, że Historia pszczół w zasadzie jest jedynie interesującą, ale przeciętną pozycją, którą się "fajnie" czyta na wieczór czy podczas jazdy autobusem. Ale mimo wszystko - warto.
Na koniec wspomnę o wspaniałym wydaniu tej powieści przez wydawnictwo Literackie - zachwycałam się nim przez dobrą godzinę, gdy przybyła do mnie paczuszka. Twarda okładka, piękny grzbiet - można nacieszyć oko, a na półce prezentuje się rewelacyjnie.
"Historia pszczół" Maja Lunde, Wyd. Literackie, str. 520
Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Literackiemu!
. . .
Mój powrót nadszedł szybciej, niż się spodziewałam! ^^ Mam nadzieję, że choć trochę się za mną stęskniliście - za mną i moją jakżegenialnąchoćbezsensownąpisaniną także. Mnie trochę brakowało pisania na Zaczarrowanej. Jednak już koniec łzom - wróciłam do świata żywych! Zaczynam czytać i nadrabiać blogowe zaległości, a tymczasem - pozdrawiam Was cieplutko w ten słoneczny dzień i do napisania wkrótce!
A Ty napisałaś akurat całkowicie odmienną recenzję od tych, które krążą po blogosferze :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tutti
MÓJ BLOG
Cóż, sama nie wiem... Brzmi ciekawie i chyba jednak się przemogę przy kolejnej wizycie w bibliotece, o ile będzie dostępna. ;)
OdpowiedzUsuńHmm, miałam nadzieję, że opisane w tej książce historie okażą się naprawdę świetne... Wciąż jestem ciekawa "Życia pszczół", jednak trochę ostudziłaś mój entuzjazm. Jeśli będę miała okazję, chętnie przeczytam, ale nie będę się za nią jakoś szczególnie rozglądać. ;)
OdpowiedzUsuń