17 września 2016

Czy naukę angielskiego można połączyć z... przyjemnością?!

Oto ja. Człowiek, który zapytany o to, dlaczego nie lubi języków obcych, najchętniej odrzekłby, że jest patriotą z krwi i kości. Człowiek zakochany w tym, co ojczyste, a zwłaszcza w polskim języku. Człowiek, który słysząc angielski akcent wzdryga się mimo woli, cierpiąc katusze na każdej lekcji, myśląc, że zaraz zostanie podstępnie zmuszony do wydukania czegoś w języku mu niemiłym. Ale też człowiek zdający sobie sprawę z tego, że bez znajomości angielskiego ani rusz i że poznanie go nie jest żadną ujmą na honorze, wręcz przeciwnie - jest ogromną zaletą. Pozostaje tylko jeden problem. Jak nauczyć się języka? Jak tego dokonać? Jak się nie załamać i trochę tego angielskiego liznąć? Myślę, że każdy książkoholik odpowie mi tak samo. Książka. Oto rozwiązanie wszystkich problemów!

Kiedy w moje rączki trafiła powieść dla młodzieży A Road for Distant Hearts, pomyślałam, że to idealna okazja, aby nieco podreperować swój język, ale przede wszystkim - aby poznać bardziej potoczne, najczęściej używane przez anglików zwroty. Książka jest przystosowana do osób na poziomie A2-B1, poza samą historią znajduje się tu także słowniczek i ćwiczenia, które pomagają nam lepiej przyswoić sobie poznane treści.

Fabuła nie jest zbyt wymagająca. Alice i Chloe, dwie piętnastoletnie kuzynki, razem ze swoją ciocią Mary wyruszają do Santiago de Compostela. Celem wędrówki jest nie tylko wspólne spędzenie czasu, ale także spotkanie z ich dawnym przyjacielem Jackiem, którego nie widziały od czasu jego przeprowadzki do Portugalii. Obydwie czują do chłopaka coś więcej. Sprawy komplikują się, gdy na swojej drodze spotykają dwóch sympatycznych włoskich braci... Podróż po malowniczej Hiszpanii okaże się jedną z największych przygód ich życia, podczas której zetkną się ze swoimi słabościami, rozterkami i uczuciami.

Pierwszą rzeczą, która podczas lektury mnie uderzyła, było to, że niemal wszystko rozumiałam! A jeśli pojawiły się jakieś nieznane mi słówka, z pomocą przychodziła znajdująca się z boku strony lista co trudniejszych wyrazów (ewentualnie Diki bądź mój kieszonkowy słownik!). Rozdziały są bardzo króciutkie, mają średnio po dwie strony, co bardzo ułatwia szybkie czytanie. Co dwa rozdziały pojawiają się ćwiczenia dotyczące przeczytanego tekstu, słownictwa i gramatyki - odpowiedzi znajdują się na końcu książki, razem ze słowniczkiem.

Pierwszych kilkadziesiąt stron czytałam z wielką uwagą, tłumacząc dokładnie każde zdanie i zaznaczając obce mi słowa. Ale z czasem dałam sobie spokój. Zdałam sobie sprawę z tego, że bez problemu mogę domyślić się kontekstu wypowiedzi bez sprawdzania, co każdy wyraz oznacza. Powieść jest pisana niezwykle prostym, nieprzekombinowanym językiem, gdzie nie ma zbyt wielu idiomów (choć też się pojawiają) i metafor. Idealna lektura dla młodzieży uczącej się języka. Mnie osobiście bardzo motywowało to, że w i e d z i a ł a m, o co chodzi. Nie musiałam ślęczeć i zastanawiać się. Po prostu czytałam.

Teraz ktoś błędnie mógłby przypuszczać,że skoro tekst jest tak banalny, to nie opłaca się powieści czytać - i tak zbyt wiele się z niej nie wyniesie i nie nauczy. Ale tak naprawdę głównie chodzi o to, aby poznać język angielski od podszewki. Trochę wgryźć się w potoczną mowę anglików, obyć się ze strukturą zdań, gramatyką i słownictwem. Z każdą kolejną stroną jest coraz mniej trudno, co nie znaczy, że lektura nie przynosi żadnego pożytku. Powtarzane co jakiś czas frazy w końcu zostają nam w pamięci, łatwiej jest zrozumieć sens obcego języka, jego logikę.

Niestety najsłabszym punktem książki jest fabuła. Oczywiście od początku nie nastawiałam się pod tym względem na żadne fajerwerki. Historia musiała być prosta, aby dało się ją z łatwością zrozumieć. Mamy więc dwie dziewczyny, które posiadają miłosne rozterki (to wokół nich kręci się cała opowieść), jest trud podróży, "poważne" rozmowy, problemy i nastoletnie uczucia. Taka króciutka, lekka powiastka. Nie odczułam jednak zbytniej głupoty, bohaterów dało się polubić, a pod koniec już nieźle się wciągnęłam i doczytałam ostatnie strony na jednym wydechu.

Zdecydowanie polecam A Road for Distant Hearts wszystkim, którzy próbują nauczyć się języka angielskiego, ale nie za bardzo wiedzą, jak się za to zabrać. Wydawnictwo Edgard zapewnia naukę poprzez zabawę. Czytelnik z łatwością wciąga się w historię i jakby przy okazji wgłębia się w tajniki obcego języka.

"A Road for Distant Hearts" Angielski z ćwiczeniami, C. S. Wallace, Wyd. Edgard, str. 190

11 komentarzy:

  1. O, chyba kojarzę tę książkę. Chyba nawet mój tata ją kupił.
    Och, a ja uwielbiam angielski:D Po prostu bardzo lubię ten język, jego praktyczność i brzmienie (roztapiam się, słysząc brytyjski akcent! Coś pięknego!). Przyjemność sprawia mi jego nauka. No i bez tego w świecie ani rusz przecież.
    Zaczęłam czytać ,,Morze potworów" Riordana po angielsku i chwilowo porzuciłam, ale ogólnie rozumiałam wszystko, poza niektórymi słówkami i wyrażeniami slangowymi. Język ogólnie jest tam raczej prosty, więc spoko. Mam zamiar w końcu dokończyć:) Po angielsku przeczytałam też książkę dwóch youtuberów, Dana i Phila, ,,The Amazing Book Is Not On Fire", ale tym razem w całości:)
    Diki! To absolutnie najlepszy słownik internetowy, jest genialny.
    Ja jako metodę zapoznawania się z angielskim za pomocą zainteresowań, polecam oglądanie zagranicznych booktuberów, na przykład polandbananasBOOKS, jessethereader i abookutopia:)
    Pozdrawiam ciepło!
    P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze- nominowałam Cię do pewnego tagu, więcej w ostatnim poście:) Mam nadzieję, że nie uznasz tego za ,,spam", po prostu uznałam, że tak najszybciej i najwygodniej Cię poinformować:)

      Usuń
    2. Skądże, chętnie odpowiem! ^^ Jak tylko czasu troszku znajdę. ;D

      Usuń
  2. Książki z tej serii czyta się rzeczywiście łatwo. Kupiłam dwie w Biedronce. Myślę, że wykorzystam ją przede wszystkim do nauczania innych, gdyż dla mnie są zbyt proste, ale doceniam ich zalety.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też mam tą książkę! Pjona! :D
    Niestety stanęłam jakoś na 7/8 rozdziale i nijak nie mogę powrócić do czytania - historia jest zbyt banalna jak dla mnie, ale książka przydatna do nauki nowych słówek. :)
    Pozdrawiam!
    http://recenzjeklaudii.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. O tak, takie książki to genialne sprawa i połączenie nauki z przyjemnością!

    OdpowiedzUsuń
  5. A więc naukę można łączyć z przyjemnością. Udało mi się kiedyś w Biedrze dostać kryminał opraty na tych samych zasadach, ale ciągle go nie przeczytałem. Czas znaleźć motywację. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwszy raz słyszę o takiej książce! Chciałabym nauczyć się języka angielskiego, jednak szkoła nie zapewnia mi tego...wyszłam z gimnazjum i zdałam sobie sprawę, że z nową klasą nie znam nawet podstaw, co dla mnie jest straszne! Bardzo zaciekawiła mnie taka książka i z chęcią po nią sięgnę! :)

    Pozdrawiam,
    http://miedzypolkami-ksiazki.blogspot.com/2016/09/kasacja.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajna sprawa z takimi książkami. Też kiedyś miałam jakąś podobną i faktycznie była to miła nauka. ;) A teraz sięgam już po normalne książki w języku angielskim i przyznam, że nie sprawia mi to już trudności. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Naprawdę bardzo fajnie napisano. Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Myślę, że jak najbardziej można i na pewno dotyczy się to tych najmłodszych. Ja czytałem w artykule https://bajkowytata.com/piosenki-na-maluchow-do-nauki-angielskiego/ iż właśnie poprzez śpiewanie piosenek dzieci mogą fajnie uczyć się języka angielskiego.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli po przeczytaniu posta napiszesz kilka słów, drogi czytelniku. Każdy komentarz wywołuje mój uśmiech, więc pisz bez obaw! ^^ Chętnie wejdę też na Wasze blogi, więc śmiało zostawiajcie linki (oczywiście byłoby świetnie, gdyby link ten znajdował się dopiero pod sensownym komentarzem. I nie zapraszajcie mnie ciągle do nowych recenzji na swoim blogu!).

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...