Marlena trzyma wewnątrz siebie Demona. (A może nawet cały ich wór.) To wszystkie negatywne uczucia, poczucie winy, smutek, ból, zazdrość, niechęć i złość, które ciągle wyłażą niechciane na zewnątrz. Marlena jest sierotą i zdaje się, jakby wciąż żyła tylko tym, choć straciła rodziców gdy była jeszcze dzieckiem. Poza tym ma kochającego dziadka i wujków, do których jeździ co roku na wakacje, do Kanady. Nie powinno być więc tak źle. A jednak dziewczyna często nie może poradzić sobie z własnymi uczuciami i emocjami, wpadając ciągle w podły nastrój i ukrywając łzy między oparami szczypiącej w oczy cebuli.
Czy życie nastolatki musi być ciągłym pasmem błędów, trudnych decyzji i zmiennych miłostek? Czemu ciągle wydaje nam się, że mamy wyjątkowe problemy i wyjątkowego pecha? Gdzie w tym wszystkim drugi człowiek? Dlaczego tak trudno pogodzić się ze stratą i zacząć nowe życie? Czemu zamiast działać - użalamy się nad sobą? Jak przestać patrzeć na świat przez pryzmat własnych doświadczeń? I dlaczego jesteśmy takimi egoistami...?
"...życie to ciągłość. Pozornie wydaje się, że można je podzielić na odcinki - na przykład związane z miejscami, w których przebywasz. Tymczasem nawet jeśli odjedziesz osiem tysięcy kilometrów od domu, całe swoje życie zabierasz ze sobą. Możesz mieć tylko bagaż podręczny, ale w głowie zostają ciężkie walizy z całą przeszłością."
Mam dosyć gadaniny o tym jak bardzo lubiłam Ewę Nowak dawniej i jak bardzo zawodzi mnie teraz. Z każdą kolejną jej książką moja mina coraz widoczniej zdradza moje zniecierpliwienie, frustrację i rozczarowanie. Naprawdę chciałabym powiedzieć, że Błahostka i kamyk to zmieniły. Że znów poczułam klimat Bardzo białej wrony, Bransoletki czy Diupy. Ale mimo wielu zalet najnowszej powieści autorki, kręcę nosem, bo ciągle coś mnie uwierało, nie pasowało. Coś było nie tak. Historia Marleny po prostu mnie do siebie nie przekonała.
Niby rozumiem, o co pani Nowak chodziło. Widać, ze chciała stworzyć opowieść jak najbardziej naturalną, niewymuszoną, współczesną i codzienną. Szczerą. Ale w efekcie czytelnik dostaje książkę bez konkretnego motywu przewodniego, rozciapcianą jak herbatniki wsadzone do gorącej herbaty, która kończy się nijak, nie pobudza w nas żadnych większych emocji czy szybszego bicia serca. Taka sobie herbatka (jeśli już uczepiłam się naparów), trochę niedosłodzona, zwykła, czarna, o której wypiciu nie będzie pamiętać się już dwa dni później. Błahostka i kamyk to powieść po prostu do bólu przeciętna.
"Ja w ogóle niczego nie słucham, o ile nie muszę.- Dlaczego? Muzyka jest przecież taka ważna.- Nie dla mnie. Ja żyję w świecie ciszy. Wystarczy mi widok słońca, gwiazd, księżyca, szum wiatru i krwi pulsującej w moich żyłach."
Z początku bardzo polubiłam główną bohaterkę. Podobało mi się to, że nie chcąc krzywdzić dziadka, Marlena kroiła cebulę, aby w oczy nie rzuciły się jej łzy. I to, że podobnie jak ja nie interesowała się muzyką. A nawet jej cięty język i specyficzne poczucie humoru przypadło mi do gustu. Niestety później było coraz gorzej. Myśląca tylko o sobie i o swoim nieszczęściu egoistka krzywdząca wszystkich, bo ma do tego prawo (czytaj: brak rodziców jej na to pozwala), która wzdycha do każdego poznanego chłopaka i wiąże się z kimś, do kogo nawet nic nie czuje, śmiejąca się z czyichś problemów, ale wciąż roztkliwiająca się nad swoimi, bez ambicji i zainteresowań płaczka z dziwną tendencją do przyczepiania się do obcych kobiet. Nie do polubienia.
Z resztą wcale nie było lepiej. Brakło mi w tej książce wyrazistych bohaterów, których bardzo sobie cenię. Wróćmy jednak do Marleny i jej irytującej skłonności do wywyższania swoim problemów nad problemy innych. Jest jeden plus tej jakże denerwującej wady. Autorka poprzez Marlenę pokazał nam, czytelnikom - młodym ludziom, że wcale nie jesteśmy wyjątkowi w naszych utrapieniach (stosowny cytat znajdziecie niżej). Że nie można zagłębiać się we własnych problemach, zapominając, że inni ludzie też je miewają (naprawdę!). Nie można też mówić: ja mam od niego gorzej, moje przeżycia są bardziej traumatyczne, jego kłopoty to błahostki - to ja mam prawdziwy, uwierający kamień w bucie. Nie on. Nie drugi człowiek. JA. To było naprawdę pouczające i wartościowe, dało mi sporo do myślenia.
Kiedy już szczodrze sypnęłam krytyką, skupię się na plusach najnowszej powieści Ewy Nowak, bo przecież ich tu nie brakowało. Po pierwsze (poza oczywiście wspomnianym już przeze mnie motywem wyjątkowości naszych problemów) - książkę czyta się w zaskakująco szybkim tempie. Mnie lektura zajęła niecałe dwa dni i muszę szczerze przyznać, że ani przez chwilę się nie nudziłam. Błahostka i kamyk to lekka, wciągająca powieść dla młodzieży, z której można wiele dobrego wyciągnąć (choć osobiście nie we wszystkich sprawach się z panią Nowak zgadzałam, ale nie będę o tym przynudzać). Spójrzcie chociaż na te cudowniaste cytaty! W każdej książce tej autorki znajduję podobne perełki.
Błyskawicznemu czytaniu powieści pomaga również niewielka jej objętość i krótkie rozdziały. Książka się nie dłuży i można podczytywać ją w chwilach wolnych od obowiązków czy jakichś czynności. W autobusie, na dobranoc, w przerwie od sprzątania i robienia pracy domowej, rano i w południe. Lekka, przyjemna, wciągająca. Choć nie wybitna i nieszczególnie poruszająca, to jednak dobra i warta przeczytania.
Z resztą wcale nie było lepiej. Brakło mi w tej książce wyrazistych bohaterów, których bardzo sobie cenię. Wróćmy jednak do Marleny i jej irytującej skłonności do wywyższania swoim problemów nad problemy innych. Jest jeden plus tej jakże denerwującej wady. Autorka poprzez Marlenę pokazał nam, czytelnikom - młodym ludziom, że wcale nie jesteśmy wyjątkowi w naszych utrapieniach (stosowny cytat znajdziecie niżej). Że nie można zagłębiać się we własnych problemach, zapominając, że inni ludzie też je miewają (naprawdę!). Nie można też mówić: ja mam od niego gorzej, moje przeżycia są bardziej traumatyczne, jego kłopoty to błahostki - to ja mam prawdziwy, uwierający kamień w bucie. Nie on. Nie drugi człowiek. JA. To było naprawdę pouczające i wartościowe, dało mi sporo do myślenia.
"Gadamy o innych ludziach, ale kiedy się dowiadujemy, że ktoś tak widzi nasze życie, to nas oburza, bo przecież jesteśmy wyjątkowi i mamy wyjątkowe problemy. Przestań się więc nadymać jak przedszkolak. Jasne, że każdy lubi, żeby jego historię opowiedzieć sentymentalnie i z szacunkiem, bo każdy uważa, że jego historia jest wyjątkowa. I jest, ale jest też banalna."
Kiedy już szczodrze sypnęłam krytyką, skupię się na plusach najnowszej powieści Ewy Nowak, bo przecież ich tu nie brakowało. Po pierwsze (poza oczywiście wspomnianym już przeze mnie motywem wyjątkowości naszych problemów) - książkę czyta się w zaskakująco szybkim tempie. Mnie lektura zajęła niecałe dwa dni i muszę szczerze przyznać, że ani przez chwilę się nie nudziłam. Błahostka i kamyk to lekka, wciągająca powieść dla młodzieży, z której można wiele dobrego wyciągnąć (choć osobiście nie we wszystkich sprawach się z panią Nowak zgadzałam, ale nie będę o tym przynudzać). Spójrzcie chociaż na te cudowniaste cytaty! W każdej książce tej autorki znajduję podobne perełki.
Błyskawicznemu czytaniu powieści pomaga również niewielka jej objętość i krótkie rozdziały. Książka się nie dłuży i można podczytywać ją w chwilach wolnych od obowiązków czy jakichś czynności. W autobusie, na dobranoc, w przerwie od sprzątania i robienia pracy domowej, rano i w południe. Lekka, przyjemna, wciągająca. Choć nie wybitna i nieszczególnie poruszająca, to jednak dobra i warta przeczytania.
"Błahostka i kamyk" Ewa Nowak, Wyd. Egmont, str. 245
To przyrównanie do herbatników chyba na dobre odepchnęło mnie od tej książki. Nie lubię takich dziwnych tworów, które tak właściwie są o niczym. ;/ No i mam wrażenie, że z książek Ewy Nowak już wyrosłam, bo jakoś mi już nie czyta się ich tak przyjemnie jak kiedyś.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Amanda Says
Też coraz częściej mam wątpliwości, czy Ewa Nowak jest jeszcze dla mnie,a le cóż... Jakoś nie potrafię skończyć z jej książkami. ;)
UsuńNigdy nie byłam szczególną fanką pani Nowak, bo po prostu nie czytałam zbyt wielu książek jej autorstw. ,,Yellow Bahama w prążki" bardzo mi się podobało, a ,,Środek kapusty" z czasów dzieciństwa również wspominam dobrze. Fajny humor, fajny styl, może trochę przerysowany świat nastolatków w tym pierwszym, ale mam dobre wspomnienia, było naprawdę zabawnie. Kiedyś próbowałam czytać jakąś inną książkę tej autorki, ale poległam. Chyba byłam za młoda, bo książka traktowała o licealistach, a ja byłam w podstawówce. Taak. Poza tym jednak nic. Zastanawiam się, czy to nadrabiać. Może spróbuję? Chociaż chyba jakoś mnie nie ciągnie. A do ,,Błahostki i kamyka" szczególnie.
OdpowiedzUsuńPanią Nowak kojarzę z tego, że odpisywała na listy w Victorze Juniorze, Victorze Gimnazjaliście i Cogito. I chyba nadal odpisuje. Pamiętam, że niektóre jej rady były naprawdę mądre, ale niektóre wydały mi się raczej mało adekwatne... no, nieistotne;)
Pozdrawiam ciepło!
P.
Gdy podczytywałam dawniej Juniora a później Gimnazjalistę w szkolnej bibliotece, to też często czytałam odpowiedzi Ewy Nowak na listy i... zgadzam się z Tobą. ^^ Niektóre były naprawdę mądre, a niektóre nieco bezsensowne. Teraz jestem an to za stara, a do Cogito jakoś mnie nie ciągnie.
Usuń