Czy spaliście kiedyś pod gołym niebem? Czy pamiętacie uczucie, które towarzyszyło Wam, gdy patrzeliście na rozgwieżdżone niebo? Czy chłonęliście piękno nieprzeniknionych ciemności, ciesząc się chłodnymi powiewami głaszczącymi Wasze policzki? Czy przebiegła kiedyś przed Wami szybka sarna albo dumny jeleń, wprawiając Was w podziw i osłupienie? Czy obserwowaliście małą jaszczurkę wygrzewającą się na słońcu, żaby odpoczywające przy stawie, uciekającą po drzewie wiewiórkę czy kroczącego po polu majestatycznie bociana? Czy patrzeliście zauroczeni w rozmaitość kwiatów, drzew, dzikich traw, mchów i paproci? Czy spacerowaliście po lesie, szukając grzybów? Czy stojąc na szczycie, obserwowaliście oniemiali rozpościerający się pod Wami widok ciągnącej się po horyzont zieleni? Czy, po postu, choć raz zachwyciliście się pięknem przyrody?
Leśni ludzie - Rosomak, Żuraw i Pantera - z niecierpliwością oczekują pierwszych oznak budzącej się do życia głuszy, aby, jak co roku, zanurzyć się w jej pięknie i odkrywać kolejne kryjące się w niej cuda. Las to ich żywioł, środowisko, w którym czują się najlepiej i najszczęśliwiej. Mała chatka umieszczona w samym sercu puszczy na kilka miesięcy stanie się ich domem. Jednak to lato będzie inne... Do trzech przyjaciół dołączy "miastowy" Coto, który dopiero zacznie odkrywać, co znaczy żyć w zgodzie z naturą.
"- Ej! Mnie się nie chcę takiej babskiej roboty! - mruknął lekceważąco chłopak.
- Co to jest babska robota? Nie każę ci dzieci rodzić ani karmić, co jest jedynie specjalnie kobiece."
Maria Rodziewiczówna przeniosła mnie do świata, w którym w magiczny sposób łączą się pierwotne warunki bytowania oraz rozmyślania na temat moralności, tego, co dobre, wartościowe i prawdziwie najważniejsze. Jej "leśni ludzie" nie są zbuntowanymi nastolatkami, bezdomnymi, lekkoduchami, przerośniętymi drabami, jaskiniowcami czy mężczyznami uciekającymi przed codziennością. Nie, to inteligentni, pełni werwy i wewnętrznej energii faceci, którzy poszukują zgody z samymi sobą, z innymi ludźmi i, oczywiście, z przyrodą. Którzy wiedzą, co robić, aby osiągnąć p r a w d z i w e szczęście i nie pogubić się we współczesnej im rzeczywistości, pełnej chodzenia na skróty, wygody, złośliwości i dziwactw. To ludzie, którzy chcą żyć pełnią życia.
Autorka przedstawia czytelnikowi proste wartości, o których jednak często się zapomina. Mówi o domowym cieple, rodzinie, roli kobiety, o odwadze, męstwie i radości, o łapaniu chwili, pracowitości i o solidności. Jej książka może wydawać się nieco staroświecka, może przestarzała - w końcu początek XX wieku, kiedy to było! Ktoś by mógł zakrzyknąć, że świat się zmienił. To już nieaktualne! A mimo to można dostrzec niezwykłe piękno tkwiące tej powieści. Człowiek uświadamia sobie, jak bardzo czasem brakuje mu tej więzi z przyrodą, ze światem zwierząt i roślin, jakiegoś odosobnienia, poznawania świata, siedzenia przy ognisku czy spania na podłodze! I może Rosomak, Żuraw czy Pantera mówią prostymi słowami. Może nie odkrywają Ameryki. Ale jednak propagują zapomniane współcześnie wartości, do których chciałoby się wrócić. Pokazują, jak wielki, ożywczy wpływ na człowieka ma natura.
"Nudno ci tu, boś głuchy i ślepy na ten świat, co cię otacza. Te oczy i uszy otwierają się zwykle później w życiu, jeśli się w ogóle otwierają, bo większość ludzi organów tych nie posiada i zupełnie braku ich ani potrzeby nie czuje."
Wrażenie, pozytywne czy negatywne (w moim przypadku zdecydowanie to pierwsze), robi na czytelniku także specyficzny język, którym posługuje się Maria Rodziewiczówna. Jest wzniosły, wręcz patetyczny, uroczysty, jakby pisany kilkaset lat wcześniej. A mimo to czaruje i nadaje historii leśnych ludzi jakiegoś innego, wyższego wymiaru. Dzika głusza + wzniosły język? Czemu nie!
Chciałabym powiedzieć, że jest to książka wciągająca i porywając, ale skłamałabym. Jak na powieść z innej epoki przystało, Lato leśnych ludzi często się dłuży, żeby nie powiedzieć - usypia czytelnika. Przez wiele stron nic się nie dzieje, a jak już nawet akcji przybywa, to tylko trochę i dzieje się to bardzo subtelnie. Ale może to i dobrze? W ten sposób łatwiej nam wczuć się w klimat spokojnego lasu, zrozumieć tę harmonię, ten spokój, wyciszyć się, zatrzymać. Te dłużące się strony... mają swój urok. Cała ta powieść jest pełna uroku.
"Lato leśnych ludzi" Maria Rodziewiczówna, Wyd. MG, str. 255
Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję wydawnictwu MG!
. . .
Kochani! Gorąco zapraszam Was do konkursu, w którym wygrać można książkę To nie jest dieta! (więcej informacji po kliknięciu w grafikę, którą widzicie po prawej stronie bloga).
Jeszcze nie miałam okazji przeczytać tej książki, ale mam nadzieję, że wkrótce to nadrobię.
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do Liebster Blog Award :) http://kacikksiazkowegomolika.blogspot.com/2016/08/liebster-blog-award-2.html
OdpowiedzUsuńNiestety, książka nie dla mnie, bo natura itd. to nie moje klimaty, ale okładka jest piękna - naprawdę przyciąga wzrok. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Amanda Says
OdpowiedzUsuńKsiążka chyba nie dla mnie, jakoś mnie nie przyciąga. Chociaż może i dam jej szansę?
,,- Co to jest babska robota? Nie każę ci dzieci rodzić ani karmić, co jest jedynie specjalnie kobiece." - świetny cytat! Bardzo nie lubię takiego podziału stricte na ,,męskie" i ,,kobiece", wiadomo, jedne rzeczy bardziej lubią czy częściej robią panie, inne panowie, ale jest równouprawnienie i każdy może robić, co chce, o:)
Nigdy nie spałam pod gołym niebem, ale takim moim ,,obcowaniem z naturą" w dzieciństwie zawsze były wyjazdy do domku letniskowego dziadków (notabene przedwczoraj wróciłam z kilkudniowego pobytu). Domek leży na uboczu, przy lesie i trzech jeziorach, jest pięknie, cicho, spokojnie. Pies gospodarzy z domu obok włóczy się po okolicy i często do nas przychodzi po jedzenie i pieszczoty (dość kłopotliwe jest, gdy idzie za nami na spacer, bo wszyscy myślą, że to nasz pies... kiedyś Tina, bo tak się wabi, pomknęła za piłką rzuconą innemu psu i oczywiście usłyszeliśmy ,,proszę trzymać psa na smyczy!". ,,To nie nasz pies" wydawało się mało wiarygodne, jeszcze biorąc pod uwagę, że wołaliśmy ją po imieniu:D), chodzimy na grzyby do lasu, z okna czasem widać bociany i żurawie, w ogrodzie latają motyle, kiedyś w jeziorze były bobry, a pod dom podchodziły sarny. Piękne miejsce. Szkoda tylko, że tych zwierząt jest jakoś mniej niż kiedyś, np. sarny już nie przychodzą. W każdym razie, bardzo urokliwe miejsce:)
Pozdrawiam ciepło!
P.
Warto spróbować, tym bardziej, że książka nie jest taka gruba! ;D
UsuńTak, ten cytat jest cudowny, haha, a podobnych w powieści jest więcej!
Ja spałam raz, na ŚDMach i... ach, to było cudowne! ♥ No ale też nie było to tak do końca na łonie natury, bo wśród jakiś dwóch milionów ludzi, ale kto by się tam czepiał szczegółów. Ochh, to masz istny raj na ziemi! Ja niby też właśnie przesiaduję na wsi, ale i las nie jest tu tak okazały, i rzeki czy jeziora nie ma, sarny nigdy nie widziałam... Tak wiec zazdroszczę. ^.^ A historia z psem - bezcenna. XD
Również pozdrawiam!
Raczej nie czytam tego typu książek, jednak swoją recenzją bardzo mnie zachęciłaś :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Alice
z ourbooksourlive.blogspot.com
Nie lubię polskich autorów, poza tym nie za bardzo zaciekawił mnie opis.
OdpowiedzUsuńBlog o książkach