Dorian mieszka w Jarocinie, ma piękną, kochającą go żonę i utalentowanego syna oraz pracę, której nienawidzi. Wiedzie przeciętny, spokojny żywot. Jest jednak coś, co zaburza harmonię jego egzystencji - dziwne wizje, powolne zacieranie się granicy pomiędzy tym, co rzeczywiste a tym, co jest jedynie wytworem wyobraźni. Co powoduje, że Dorian widzi wydarzenia, które jeszcze nie miały miejsca? Kim jest kobieta w czerwonej sukni i jaki będzie mieć wpływ na życie mężczyzny? Czy Dorian popada w obłęd, szaleje, czy może jego wizje okażą się być prorocze?
W sumie nie wiem, co na tyle w tej powieści mnie zainteresowało, że zechciałam ją przeczytać. Opis obiecujący dobrze skonstruowaną powieść psychologiczną z ciekawym pomysłem i motywem obłędu? Fakt, że książka ta jest dziełem polskiego, startującego pisarza? Czy może w końcu mała ilość stron i nadzieja na przyjemną, niewymagającą lekturę? Sądzę, że wszystko po trochu wzbudziło moją ciekawość. No i przeczytałam. Niestety, lektura pod wieloma względami po prostu mnie zawiodła.
Z początku najbardziej dręczył mnie język, jakim posługuje się autor. Prosty do bólu. Z jednej strony pozwala to lepiej wczuć się w sytuację przeciętnego "Kowalskiego" i utożsamić się z bohaterem (bo oczywiście mamy tu do czynienia z narracją pierwszoosobową), z drugiej zaś ta przeciętność i brak jakichkolwiek metafor, opisów czy choćby gry słów, czegokolwiek, drażni takiego amatora literatury pięknej jak ja. Wolałabym, żeby autor czasem nieco spowolnił akcję utworu i dodał do niego jakiś językowych smaczków.
Bo co do tego, że akcja powieści biegnie jak oszalała, nie mam żadnych wątpliwości. Sprawia to, że książkę czyta się w ekspresowym tempie. Mnie czytanie zajęło kilka dni. Czerwień obłędu czyta się jakby mimochodem, co jest zdecydowanie jej największym plusem. Choć autorowi brakuje jeszcze doświadczenia (co można wyczuć podczas lektury), a jego historia nie jest dopracowana i dopięta na ostatni guzik, czytanie okazało się całkiem przyjemne. Zabolało mnie trochę zakończenie, które pozostawia czytelnikowi szeroką drogę interpretacji, jest jednym wielkim niedopowiedzeniem. Nawet nie wszystkie wątki zostały odpowiednio rozwinięte i doprowadzone do końca. A szkoda, bo mogłoby coś ciekawego z tego jeszcze wyjść.
Co do samego pomysłu - jest on także dość sporym plusem, czego nie można powiedzieć o jego wykorzystaniu przez autora. Książka nie wzbudza do refleksji, niczego nowego odbiorcy nie objawia, a jej treść dość szybko wyparowuje człowiekowi z głowy. Szkoda, bo był potencjał. Odniosłam wrażenie, że Dawid Waszak siadł do komputera i po prostu zaczął pisać. Nie zastanawiając się, do czego chce doprowadzić fabułę, jacy mają być jego bohaterowie, co zadzieje się w kolejnym rozdziale. Całość nie zawsze się ze sobą kleiła, często czułam jakiś brak płynności pomiędzy kolejnymi wydarzeniami.
Warto wspomnieć również o bohaterach. Tutaj autor poległ na całej linii. Postacie były doskonale płaskie, nierozbudowane, płytkie i bez charakteru. Nie wiem, czy to wina niewielkiej objętości książki, czy jakiegoś zamysłu autora (czy może wręcz nieumiejętności), ale nie potrafiłam utożsamić się ani z Dorianem, ani z pozostałymi bohaterami. Interesujący mógł kazać się wątek synka Doriana, ale nie został przez Waszaka rozwinięty. Szkoda, bo byłam ciekawa, o co to to chodziło...
Czerwień obłędu nie jest powieścią rewelacyjną, ale dość przeciętną. Można dostrzec tu wiele niedociągnięć, ale autor broni się pomysłem i szybko płynącą akcją. Myślę, że jeśli nie oczekujecie po książce żadnych fajerwerków, ale macie ochotę poeksperymentować i przeczytać coś luźnego, to może akurat powieść ta Wam się spodoba.
"Umiem rozmawiać z innymi, śmiać się, wygłupiać, ale czy umiem dzielić się z nimi problemami?"
W sumie nie wiem, co na tyle w tej powieści mnie zainteresowało, że zechciałam ją przeczytać. Opis obiecujący dobrze skonstruowaną powieść psychologiczną z ciekawym pomysłem i motywem obłędu? Fakt, że książka ta jest dziełem polskiego, startującego pisarza? Czy może w końcu mała ilość stron i nadzieja na przyjemną, niewymagającą lekturę? Sądzę, że wszystko po trochu wzbudziło moją ciekawość. No i przeczytałam. Niestety, lektura pod wieloma względami po prostu mnie zawiodła.
Z początku najbardziej dręczył mnie język, jakim posługuje się autor. Prosty do bólu. Z jednej strony pozwala to lepiej wczuć się w sytuację przeciętnego "Kowalskiego" i utożsamić się z bohaterem (bo oczywiście mamy tu do czynienia z narracją pierwszoosobową), z drugiej zaś ta przeciętność i brak jakichkolwiek metafor, opisów czy choćby gry słów, czegokolwiek, drażni takiego amatora literatury pięknej jak ja. Wolałabym, żeby autor czasem nieco spowolnił akcję utworu i dodał do niego jakiś językowych smaczków.
Bo co do tego, że akcja powieści biegnie jak oszalała, nie mam żadnych wątpliwości. Sprawia to, że książkę czyta się w ekspresowym tempie. Mnie czytanie zajęło kilka dni. Czerwień obłędu czyta się jakby mimochodem, co jest zdecydowanie jej największym plusem. Choć autorowi brakuje jeszcze doświadczenia (co można wyczuć podczas lektury), a jego historia nie jest dopracowana i dopięta na ostatni guzik, czytanie okazało się całkiem przyjemne. Zabolało mnie trochę zakończenie, które pozostawia czytelnikowi szeroką drogę interpretacji, jest jednym wielkim niedopowiedzeniem. Nawet nie wszystkie wątki zostały odpowiednio rozwinięte i doprowadzone do końca. A szkoda, bo mogłoby coś ciekawego z tego jeszcze wyjść.
Co do samego pomysłu - jest on także dość sporym plusem, czego nie można powiedzieć o jego wykorzystaniu przez autora. Książka nie wzbudza do refleksji, niczego nowego odbiorcy nie objawia, a jej treść dość szybko wyparowuje człowiekowi z głowy. Szkoda, bo był potencjał. Odniosłam wrażenie, że Dawid Waszak siadł do komputera i po prostu zaczął pisać. Nie zastanawiając się, do czego chce doprowadzić fabułę, jacy mają być jego bohaterowie, co zadzieje się w kolejnym rozdziale. Całość nie zawsze się ze sobą kleiła, często czułam jakiś brak płynności pomiędzy kolejnymi wydarzeniami.
Warto wspomnieć również o bohaterach. Tutaj autor poległ na całej linii. Postacie były doskonale płaskie, nierozbudowane, płytkie i bez charakteru. Nie wiem, czy to wina niewielkiej objętości książki, czy jakiegoś zamysłu autora (czy może wręcz nieumiejętności), ale nie potrafiłam utożsamić się ani z Dorianem, ani z pozostałymi bohaterami. Interesujący mógł kazać się wątek synka Doriana, ale nie został przez Waszaka rozwinięty. Szkoda, bo byłam ciekawa, o co to to chodziło...
Czerwień obłędu nie jest powieścią rewelacyjną, ale dość przeciętną. Można dostrzec tu wiele niedociągnięć, ale autor broni się pomysłem i szybko płynącą akcją. Myślę, że jeśli nie oczekujecie po książce żadnych fajerwerków, ale macie ochotę poeksperymentować i przeczytać coś luźnego, to może akurat powieść ta Wam się spodoba.
"Czerwień obłędu" Dawid Waszak, Wyd. Novae Res, str. 175
Oj, nie sięgnę raczej. Nie brzmi jak moje klimaty. Tym bardziej, że szukam jednak czegoś więcej niż przeciętna rozrywka bez fajerwerków, mam tak mało czasów, że wolę poświęcić go na naprawdę dobre pozycje. No i uwielbiam rozbudowanych bohaterów, nie znoszę płytkich postaci.
OdpowiedzUsuńJestem też dosyć negatywnie nastawiona do wydawnictwa Novae Res. Nie, żebym kogokolwiek bojkotowała, Boże broń, nie dyskredytuję książki na podstawie wydawnictwa, w jakim została wydana. Chodzi mi po prostu o to, że z tego co wiem, to w tym wydawnictwie często wydawane są książki niezbyt dobrej jakości - to vanity press, czyli wydanie powieści jest współfinansowane przez autora i bywa, że takie wydawnictwa wydadzą wszystko, nieważne, jak złej jakości by to nie było. Pewnie, nie zawsze tak jest. Ale było już kilka sytuacji z tego typu wydawnictwami; bywa, że oszukują, nie zapewniają dobrej redakcji i korekty (przekonałam się o tym czytając ,,Zmiennych", korekta i redakcja fatalne, serio; była też głośna sprawa recenzentki, która wypunktowując błędy pokroju ,,masarz" zamiast ,,masaż" w recenzji książki Novae Res, dostała maila od wydawnictwa z żądaniem usunięcia wpisu z bloga i sugestią, że inaczej będzie miała konsekwencje... sprawa zrobiła się dosyć głośna i nie dziwię się, bo sory, ale... nie, nawet nie mam słów). Znany był też eksperyment Pawła Pollaka, który celowo napisał najeżony błędami ortograficznymi, stylistycznymi i innymi fragment i rozesłał do wydawnictw vanity press.
Większość z nich odpisała, że przy wpłaceniu odpowiedniej sumy, są gotowi wydać mu całą powieść.
Ech.
Więc nie mam zaufania do tego typu wydawnictw. Po prostu. Autorów, którzy się na to decydują, nie oceniam. Sama raczej po prostu nie chciałabym wydawać książki w takim systemie, już wolałabym self-publishing. A najlepiej tradycyjne wydawnictwo, które robi rzetelną redakcję, korektę i oprawę graficzną, bo zależy im na wydawaniu, po prostu, dobrych książek.
Wybacz mój monolog, ale swego czasu sporo czytałam o wydawnictwach, nie tylko vanity press i to dla mnie ciekawy temat :D
Pozdrawiam ciepło!
P.
Szczerze mówiąc, nigdy nie zagłębiałam się w ten temat, ale o aferze z wydawnictwem i recenzentką, która wytknęła błędy w redakcji, słyszałam. Też nie jestem zbyt dobrze nastawiona do wydawnictwa NR i jemu podobnych, ale postanowiłam zaryzykować i... cóż, zgadzam się z Tobą całkowicie. Kontrast pomiędzy powieścią Waszaka i powieściami wydawanymi przez tradycyjne wydawnictwa jest ogromny (książka Waszaka aż bije po oczach amatorstwem. Choć jest na swój sposób ciekawa, dużo jej brakuje do miana dobrej). W żaden sposób nie chcę nikogo obrażać (wiem, że znajdą się osoby, na których "Czerwień obłędu" zrobi większe wrażenie), ale gdybym sama miała zamiar wydać kiedyś książkę, z pewnością nie chciałabym zrobić tego w wydawnictwie, które wydałoby wszystko, nie patrząc, czy to co napisałam, ma jakąś literacką wartość.
UsuńDzięki za tak cudnie długi monolog! ;D
Pozdrawiam ciepluteńko (i życzę oczywiście pięknych Świąt!)