30 września 2015

Pierwsze wrażenie: nowa szkoła, nowe wyzwanie i brak czasu

Zaczęło się. Codzienna poranna pobudka po szóstej, obiady pochłaniane przez zgłodniały organizm z prędkością światła, spisywanie lekcji, nauka, pakowanie na ostatnią chwilę i próba zapamiętania planu zajęć. Tak. Szkoła. Znowu. Choć w sumie w moim przypadku więcej pojawiło się nowości niż rutyny i jako że blog ostatnio zarasta mi pajęczynami a jego autorka kompletnie nie może zabrać się za napisanie choćby jednej recenzji (albo choćby skończenie jednej powieści, do której można by ową recenzję napisać), postanowiłam spisać moje wrażenia z pierwszego miesiąca szkoły średniej. 

Liceum tak bardzo różni się od gimnazjum, że pierwsze dni były dla mnie prawdziwym szokiem. Najdziwniejsze jest to, że spośród trzydziestu czterech osób w klasie, trzydziestu czterem naprawdę zależy! Lekcje, w gimnazjum często przepełnione ciszą pustych głów, teraz zaczęły wypełniać się d y s k u s j ą, chęcią wyrażanie własnych opinii i poglądów. W górę strzelają dłonie, głosy różnych osób mieszają się ze sobą, nauczyciel uśmiecha się, gdy jedna z dziewczyn zażartuje a na religii nie panuje ciągle bezsensowne rechotanie. I tak jak w gimnazjum nie lubiłam poznawać nowych ludzi czy też rozmawiać z osobami, których nie znam albo z którymi nie utrzymuję kontaktu, tak teraz jestem do tego codziennie zmuszana. I serio - aż chce się rozmawiać, jak dookoła tyle nowych ludzi, których trzeba poznać, z którymi przez kolejne trzy lata będzie się musiało funkcjonować. Zero stresu - każdy gada z każdym, nie ma żadnej nieśmiałości. Podchodzisz - mówisz, proste. Wiecie, jakie to niesamowite odkryć w sobie nowe pokłady pewności siebie i chęci rozmowy? Takie rzeczy tylko na początku pierwszej klasy, kochani. 

Atmosfera jest bardzo przyjemna i już przyzwyczaiłam się do nowego otoczenia na tyle, żeby trafić do toalety, biblioteki, sali gimnastycznej, szatni i poszczególnych klas. Poznałam już wszystkich nauczycieli (a przynajmniej tych, z którymi miałam, mam i mieć będę lekcje) i naprawdę większość da się lubić. A nasz wychowawca? Chyba lepiej nie mogliśmy trafić! Pan profesor jest genialnym polonistą, świetnym mówcą i ma taki głos, że wszystkie licealistki go uwielbiają. 

To poznawanie i "oswajanie" się w zbyt dużym stopniu poświęca mój czas, tak więc wybaczcie mi te pustki, które tutaj teraz goszczą. Przez jakiś czas tak to będzie wyglądało - jedna notka na tydzień i koniec. Ale kończy się wrzesień - miesiąc takiej ochrony przed prawdziwą nauką i teraz dopiero zaczyna się nasyp kartkówek, testów, ćwiczeń i sprawdzianów. Poza tym mądra ja zgłosiłam się do konkursu na esej o twórczości J. Hartwig (a samo zbieranie informacji i poznawanie jej poezji trochę zajmuje) i oczywiście, brawo ja, na olimpiadę z polskiego. Zdaję sobie sprawę, że w pierwszej klasie nie mam najmniejszych szans, ale chcę zobaczyć, jak to wygląda. Jednak, wiadomo, olimpiada swojego wymaga, przede wszystkim czasu, więc... 

Ogólnie więc moje wrażenia po pierwszym miesiącu spędzonym w tej zacnej szkole są pozytywne. Odkrywam w sobie jakiegoś nowego człowieka, otwieram się na ludzi. Nasza klasa jet pełna barwnych charakterów, niby ta krótko się znamy, a mimo to dobrze się ze sobą czujemy i jakaś więź już się między nami wytworzyła. Pamiętam już wszystkie imiona (oraz większość nazwisk). Najłatwiej było z chłopakami, bo jest ich dwóch ^^ Poznałam masę świetnych ludzi i wiecie co? To wcale nie był takie trudne, jak wcześniej mi się zdawało.

Bardziej przyziemne - poranne wstawanie. Koszmar! Ok. 6:20 pobudka, szybka toaleta, śniadanko, pakowanie i na tramwaj. Zimno, nieprzyjemnie, ale chociaż od przystanku do szkoły jest blisko. We wtorki jest najgorzej, bo zaczynamy o 7:10, na tak zwanej zerówce. Więc muszę wstać o 5:30, co wymaga ode mnie niezwykłych pokładów silnej woli. Jak trudno wyjść spod ciepłej kołderki, otworzyć oczy i niemal po ciemku dojść do łazienki. Lekcje kończymy o 15:15 - na PP naprawdę trudno utrzymać się w pozycji pionowej. Przyzwyczaiłam się już do tej szkolnej rutyny, ale poranne wstawanie dalej jest bolesne. Codziennie przed szkołą toczę walkę ze sobą - wstać, nie wstać. Na razie wygrywam, ale wszystko zmienić się może... 

A u Was jak wygląda powrót do szkoły? Założę się, że też wyznajecie zasadę od piątku do piątki ;)) Spokojnie! Jeszcze tylko dwa dni! 

Wracam do matematyki, jutro kartkówka ze zbiorów i przedziałów, potem poduczyć się na WOK, kartkówka z fizyki. Chciałam dziś dokończyć Zimową opowieść, ale raczej nie wyrobię. Kończę więc moje przynudzanie, trzymajcie się! I nie dajcie się pożreć ^.^ 

7 komentarzy:

  1. Ja już liceum mam za sobą ale bardzo miło wspominam ten czas :) Na 34 osoby mialam 5 chłopaków wiec trochę więcej :) Wstawać musiałam codziennie o 5 i o 6 już autobus wiec znam Twój ból. A mnie od jutra czeka powrót na studia, drugi rok. Ile bym oddała za powrót do liceum!
    Pozdrawiam!
    www.apteka-literacka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. To u mnie znowu dziewczyn było mniej, chociaż i tak z dziewięć ;) Tylko że to był profil mat-fiz.
    Liceum to cudowny czas. Chociaż z perspektywy czasu studia są jeszcze lepsze!!
    Pozdrawiam,
    http://magiel-kulturalny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja przeżywam dramat, kiedy mam iść do pracy na 7 rano :( Ale ja wstaję 15 minut przed wyjściem z domu - myję zęby, ubieram się, podmaluję oczy i biegiem na autobus :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja podobną przemianę miałam po wstąpieniu do gimnazjum. Trafiłam do klasy naprawdę ambitnych ludzi, którzy wiedzą co chcą robić w życiu i starają się dążyć do tego. Jesteśmy chyba najaktywniejszą klasą w szkole. W podstawówce było zupełnie odwrotnie. Ja mam w klasie pięciu chłopaków, a pozostałe 24 osoby to dziewczęta, więc bywają kłótnie, ale i tak uwielbiam tych ludzi. <3
    Jeśli chodzi o wstawanie to raczej nie mam z tym większych problemów. Mam do szkoły dwie minuty na nogach, więc wystarczyłoby gdybym wstawała nawet wpół do ósmej, jednak ten ranny ptaszek w mojej głowie czasem każe mi to robić nawet o szóstej... I wtedy się uczę! :D
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Liceum, kiedy to było:) Pierwsze go dnia już prawie nie pamiętam, ale tak naprawdę dopiero tam zaczęło się moje życie towarzyskie:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Liceum to jeden z najbardziej przełomowych okresów życia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Super wpis! Życie idzie cały czas do przodu

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli po przeczytaniu posta napiszesz kilka słów, drogi czytelniku. Każdy komentarz wywołuje mój uśmiech, więc pisz bez obaw! ^^ Chętnie wejdę też na Wasze blogi, więc śmiało zostawiajcie linki (oczywiście byłoby świetnie, gdyby link ten znajdował się dopiero pod sensownym komentarzem. I nie zapraszajcie mnie ciągle do nowych recenzji na swoim blogu!).

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...