(Postaram się w recenzji nie zawrzeć żadnych spojlerów z poprzednich części, możesz więc, drogi czytelniku, czytać bez obaw, nawet jeśli wcześniej nie spotkałeś się z Kronikami Czerwonej Pustyni)
Moje uczucia względem trylogii Moiry Young zmieniały się z każdą częścią. W pierwszym tomie, Krwawym szlaku, poznałam Sabę i Lugh, parę bliźniąt uroczonych w dniu zimowego przesilenia, mieszkających wraz z ojcem i siostrą na pustkowiu, przy jeziorze. Autorka teleportuje nas do świata, w którym istnieje jedynie namiastka przyrody, wkoło zaś pełno jest pozostałości po Złomonterach - po nas. Pewnego dnia Lugh zostaje porwany, a ojciec rodzeństwa zabity. Saba wyrusza, aby uratować brata, a przy okazji poznaje bliżej świat, od którego była praktycznie odgrodzona. Rzeczywistość pełną brutalności, okrucieństwa i nieszczęścia. Nie wie jeszcze, jak ważną rolę odegra... Poznałam też Jacka, którego od razu polubiłam. I Emmi, i Mercy, i Wolne Jastrzębie. Wciągnęłam się w historię opowiadaną przez autorkę, z napięciem poznawałam kolejne cechy tego dziwnego światka. W drugiej części, Dzikim sercu, przed bohaterami stają nowe przeciwności, nowe wyzwania. My jednak znamy już rzeczywistość pustyni i możemy się po niej swobodnie poruszać. Akcja zmienia nieco kierunek, a autorka zaskakuje. Prawdziwe b u m pozostawia jednak na sam koniec. Czeka do ostatniego tomu, do Gniewnej gwiazdy, by tam, wykonując mnóstwo skrętów, zawijasów i uników, postawić kropkę. I o tym będzie dzisiaj.
"Kiedy jesteś wygłodniały, pozbawiony nadziei, nawet chude słowa cię nakarmią."
Pierwsze co rzuca mi się w oczy, gdy myślę o całe serii Moiry Young, to przemiana głównych bohaterów, zwłaszcza Saby, narratorki powieści. Z dziewczyny, która po prostu chciała odzyskać brata, rozwinęła się, dojrzała, przybyło jej trochę negatywnych cech i nieco mniej pozytywnych. Pewność siebie. Samodzielność. Ale też jakaś bezmyślność? Władczość? Ukrywanie prawdy, kłamstwa. Zdecydowanie znielubiłam Sabę. Wręcz odrzucało mnie od niej. Uaktywnił się w niej jakiś trudny do wytrzymania sentymentalizm. Nie mówiąc już o tym, jak rzadko udawało jej się podjąć dobrą decyzję. Inni bohaterowie z kolei, przynajmniej ja miałam takie wrażenie, usunęli się w cień. Byli obecni, ale autorka nie zajęła się nimi należycie. Mówię tu przede wszystkim o Jacku, Lugh i Tommo, których było zdecydowanie za mało. Rozterki Saby widocznie były ważniejsze. Eh...
Zaskoczył mnie jednak rozwój akcji. Naprawdę, nie sądziłam, że taka książka jest w stanie mnie zadziwić w jakikolwiek sposób, a tu takie bum! Przy końcówce po prostu zdębiałam. W życiu nie obstawiałabym takiego rozwoju zdarzeń. Na usta już oczywiście ciśnie mi się wiązanka spojlerów, ale powstrzymam się. Chcę tylko powiedzieć, że jestem zdumiona. Pozytywnie, negatywnie - nieważne. Szok. Tyle.
Wciągnęłam się tak samo jak w poprzednich częściach, ale szczerze przyznam - brakowało mi czegoś. I już w sumie nie pamiętam wielu wątków, szczegółów, uleciały mi z głowy. Książka była w porządku, ale chyba tylko tyle. Wiem, że nie zostanie mi długo w pamięci, choć spędziłam z nią kilka przyjemnych chwil, a na koniec autorka zaserwowała mi niezłego kopa.
Co jeszcze mogłabym napisać o tej książce? I o całej serii? Autorka miała pomysł i w moim odczuciu maksymalnie go wykorzystała. Stworzyła bohaterów, których się lubi (lub całkiem odwrotnie), nie postawiła na banalny romans i potrafiła zaskoczyć, tak okrężnie wybierać drogi, abyśmy przypadkiem nie domyślili się, co będzie dalej. Cóż, wyszłam na głupią, byłam przekonana, że zgadłam, że wiem, a tu... coś takiego. Już samo to nie pozwala mi myśleć o Gniewnej Gnieździe i Kronikach Czerwonej Pustyni inaczej, niż z uśmiechem. Polecam? Raczej tak. Wciągnijcie się w świat, w którym nigdy nie wiadomo, co jeszcze może się stać...
"Gniewna gwiazda" Moira Young, Wyd. Egmont, str. 410
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Egmont!
Nie wiem, czy to seria dla mnie, ale pozytywna recenzja bardzo zachęca :)
OdpowiedzUsuńMam ogromną ochotę na tą serię ;)
OdpowiedzUsuńThievingbooks