Tik... Tak... Tik... Tak...
Czas mija, sekunda za sekundą, minuta za minutą, godzina za godziną, miesiąc za miesiącem, rok za rokiem, w kółko i w kółko, ciągle i ciągle, tik... tak... Nasz czas jest policzony. Na szczęście dla nas nie wiemy, ile czasu jeszcze nam zostało. To dobrze. Życie z myślą, że niedługo umrzemy, byłoby nie do zniesienia. Wprawiałoby nas w obłęd, strach. Nie pozwalałoby nam normalnie funkcjonować. Tik... tak... tik... tak... Liczylibyśmy każdą sekundę. Myślelibyśmy tylko o jednym - o śmierci. I o tym, ile jeszcze moglibyśmy tu na Ziemi zrobić. A już nie możemy.
Weston jest śmiertelnie chory. Wie, że już za kilka miesięcy policzą się jego losy. Przeżyje albo umrze. Przystojny, bogaty, popularny, wysportowany. Chłopak, na którego widok dziewczyny mdleją. Istny ideał w ludzkiej skórze. I ona. Kiersten, studentka pierwszego roku, przybyła z jakiejś nory, której nazwy nikt wcześniej nie słyszał...
"To, że potrzebujesz pomocy, żeby poradzić sobie z problemami, nie czyni cię słabszą. Naprawdę słabi są ci, którzy nie potrafią przyznać, że potrzebują pomocy. Ludzie, którzy nie potrafią przyznać, że poradzą sobie sami. To oni są słabi.Prosząc o pomoc i przyjmując ją, przyznałaś się do swojej słabości, a przez to pokazałaś, jak jesteś silna."
Teraz musicie mi uwierzyć - bez względu na to, co znajdziecie w dalszej części posta. Ja naprawdę chciałam polubić tę książkę! Naprawdę, naprawdę chciałam, aby mi się spodobała! Naprawdę! Po tylu pozytywnych opiniach na LC? Po całym tym szumie, który wokół tej pozycji powstał? Byłam niemal pewna, że choć powieści, na których okładkach widnieje napakowany mięśniak, z reguły raczej do mnie nie przemawiają, to Utrata mi się spodoba, poruszy jakąś wrażliwą cząstkę mnie, przemówi do mnie, wzruszy, rozbawi - cokolwiek! Ja naprawdę chciałam...
Niestety spotkało mnie ogromne rozczarowanie. Przez niemal całą lekturę próbowałam przymykać oko na cały ten bezsens, nierealność, płaskich bohaterów, raczej głupawy romans, nieżyciowość, płytkość, pseudo mądrości... Ale ja chyba tak nie potrafię. Matko, jakie to było głupie!! Jaki kicz! Schemat na schemacie!!! Kiedy ja ostatnio czytałam tak durną historię? Nawet nie pamiętam! Jak komuś to się może podobać, przecież to totalne badziewie, tu nie ma nic, NIC WARTOŚCIOWEGO i ciekawego!!! Kto to napisał? Kto to wydał?!! Jakim cudem to COŚ znalazło się na szczycie list bestsellerów! Ten świat schodzi na psy, nie wierzę, nie wierzę, nie mogę, to zbyt bolesne...
Po takich książkach zaczynam wątpić w literaturę współczesną, zwłaszcza młodzieżową. Chyba siądę w jakimś kącie i będę płakać zaopatrzona w chusteczki i herbatkę ziołową, na uspokojenie.
Już dobrze, dobrze, spokojnie. Wdech... Wydech... Wdech... Wydech... Zacznijmy od początku.
Fabuła. Ogólnie schemat wygląda tak: on jest chory, zakochuje się w niej, ona jest mega wyjątkowa, choć czytelnik nie ma pojęcia dlaczego. Po jednym dniu zostają przyjaciółmi, zwierzają się sobie i ogólnie stwierdzają, że sobie bardzo ufają. On rzuca co chwilę górnolotnymi tekstami. Mówi, jak to jej nie kocha, ona mówi to samo o nim, mają wiele pięknych wspólnych chwil, nie mogą bez siebie żyć itd. Czyli w sumie przez całą książkę nic się nie dzieje. Autorka wykorzystała chyba wszystkie tanie chwyty i wzdychacze dostępne na rynku. Zero oryginalności. Nic, czego by już wcześniej nie było. Musicie mi uwierzyć! Powieść zadaje się być jednowątkowa, akcja rozkręca się zdecydowanie za szybko, przez co nie mogłam pozbyć się myśli, że w realnym świecie, to wszystko byłoby co najmniej... niemożliwe. Żadnego romantyzmu. Żadnej codzienności. Kiersten wydaje się żyć tylko spotkaniami z Wesem, a przynajmniej tak przedstawia nam to pani Van Dyken. Ja nawet nie wiem, czy Kiersten w ogóle się uczyła na tych studiach, czy chodziła na zakupy, robiła jakieś wypady na miasto, rozmawiała z kimś innym niż jej słodziutki milioner, współlokatorka i kuzyn tejże współlokatorki. Ludzie, to nie ma prawa bytu!
Całość jest tak denerwująco przesłodzona i głupia, tak na siłę melodramatyczna, że... coś się we mnie burzyło. Głupota wylewa się ze stron. Na kilkadziesiąt cytatów, które pojawiają się w Utracie (większość to oczywiście mega przemowy Wesa), w miarę spodobał mi się jeden, który widzicie wyżej. Kiepsko to wygląda, prawda? Bohaterowie są całkowicie wyprani z charakterów i znaków szczególnych. Są najprościej w świecie jednakowi. Żałośni. Nieżyciowi. Bezbarwni. Sześciolatek potrafiłby na kartce papieru narysować postać bardziej wiarygodną!
Przeszłam przez tę powieść bez emocji. No dobra, macie mnie, trochę (bardzo) się irytowałam i denerwowałam, ale poza tym? Teraz nie wiem, co mam zrobić z faktem, że przeczytanie Utraty zajęło mi jeden dzień... Kłóci się to z moją negatywną opinią, ale mam wytłumaczenie (może marne, ale jednak) - cały tydzień nauki. Tak, to on zmusił mnie do sięgnięcia po odmóżdżacza, tenże również fakt nie pozwolił mi na jego odłożenie.
Ok, jest jeden, ale naprawdę tylko JEDEN plus tej powieści. Wciąga. Nic więcej. Utrata to bajeczka do poczytania, kiedy parują nam szare komórki (chyba tylko w takim stanie człowiek może przyjąć ten stek bzdur do mózgu). Zdecydowanie odradzam Wam ten kicz, jest dziesiątki, setki, tysiące, MILIONY lepszych książek, które nie okażą się taką stratą czasu.
"Utrata" Rachel Van Dyken, Wyd. Feeria Young, str. 300
. . .
Zapomniałabym! Wczoraj pisałam drugi etap olimpiady z polskiego (do tej pory wszystko boli mnie od pięciogodzinnego siedzenia na drewnianym, twardym, szkolnym krześle), oficjalnie skończył mi się tygodniowy urlop olimpijski, ale rozpoczęły się ferie! ^^ Tak więc będę mieć w końcu dużo czasu na pisanie, komentowanie i męczenie Was moim jakże "pięknymi" i "genialnymi" tekstami! Stęskniłam się. :)) Poza tym zdałam sobie sprawę, że ominęłam datę urodzin Zaczarrowanej, ale post z tej okazji kiedyś w końcu się pojawi!
Kochani, na koniec chciałabym życzyć Wam MIŁOŚCI i CIEPŁA z okazji dzisiejszych Walentynek! Nie wiem, czy tak jak ja obchodzicie go siedząc samotnie w domu, czy może z rodzinką albo kimś bliskim, ale i tak - wszystkiego najnajkochaniejszego od Waszej, mam nadzieję, ulubionej recenzentki! ^.^
. . .
Zapomniałabym! Wczoraj pisałam drugi etap olimpiady z polskiego (do tej pory wszystko boli mnie od pięciogodzinnego siedzenia na drewnianym, twardym, szkolnym krześle), oficjalnie skończył mi się tygodniowy urlop olimpijski, ale rozpoczęły się ferie! ^^ Tak więc będę mieć w końcu dużo czasu na pisanie, komentowanie i męczenie Was moim jakże "pięknymi" i "genialnymi" tekstami! Stęskniłam się. :)) Poza tym zdałam sobie sprawę, że ominęłam datę urodzin Zaczarrowanej, ale post z tej okazji kiedyś w końcu się pojawi!
Kochani, na koniec chciałabym życzyć Wam MIŁOŚCI i CIEPŁA z okazji dzisiejszych Walentynek! Nie wiem, czy tak jak ja obchodzicie go siedząc samotnie w domu, czy może z rodzinką albo kimś bliskim, ale i tak - wszystkiego najnajkochaniejszego od Waszej, mam nadzieję, ulubionej recenzentki! ^.^
AAA, nie. Ta książka właśnie do mnie idzie. Stracić nic nie stracę, bo kupiłam ją za 10 zł. Najwyżej czas... Ciągle rzucam się na te wszystkie historie miłosne (Kochajac pana Danielsa, Powód by oddychać, Przypadki Callie i Kaydena itp.) i zawsze się zawodzę :( Jeżeli po tej będę miała takie samo zdanie jak Ty to chyba dam sobie spokój z tego typu książkami na jakiś czas...
OdpowiedzUsuńSpokojnie, może akurat Tobie spodoba się bardziej! ^.^ Z tego co zauważyłam na LC, mało kto ocenia tę książkę tak nisko jak ja, więc jest nadzieja. xD
UsuńCześć! Skończyłam książkę i podpisuję się pod tą recenzją rękami i nogami. Bajeczka, nierealistyczna, nie ma w niej nic nowego, wszystko jakieś takie płytkie... Ech, chcę jej się pozbyć z mojej półki jak najszybciej.
UsuńJej, wiesz że przeżyłam szok jak zobaczyłam u ciebie recenzję tej ksiązki, ale potem zarknęłam na ocenę do etykietek i się uspokoiłam ;) O.o
OdpowiedzUsuńa jeśli chodzi o "napakowanego mięśniaka na okładce" to czy tylko mi się tacy nie podobają? fuj, ble i tak dalej.. może jestem jakaś dziwna, nie wiem. ;o
spokojnie , Marzenko, właśnie przypomniała mi się taka rozmowa z moim nauczycielem, bo rozmawialiśmy o tym że głupota się szerzy i wgl i ja do niego że ksiązki też są coraz głupsze , ale on na to stwierdził że nie ma się czym przejmowac bo ludzie napisali już mase świetnych ksiązek a i tak życia nam nie starczy żeby je wszystkie przeczytać ;)
nie zamierzam czytać Utraty, jakoś mnie do tej hisotrii nie ciągnie a i twoja opinia nie zachęca :D :D lubię odmóżdżacze ale odmóżdżacz też musi być dobrze napisany i skonstruowany jeśli wiesz co mam na myśli ;p
Hahaha, coś złego się ze mną dzieje. ^^ Postaram się, aby nikt więcej nie przeżył przeze mnie takiego szoku i będę powieści typu "Utrata" omijać szerokim łukiem! Zgadzam się z Tobą - ten facet też mi się nie podoba. ;)
UsuńAch, ale masz świetnego nauczyciela! Już go lubię! Popieram go, aż sobie te słowa gdzieś zapiszę! ^.^ I rozumiem Cię całkowicie - nawet lekkie czytadło musi czymś zainteresować i być dobrze napisane.
No i dziękuję pięknie, na pewno po to gówienko nie sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńŁaaaa, ale poleciałaś:D Widziałam tę książkę w księgarni, jednak w sumie nawet nie sięgnęłam, żeby przeczytać opis, ten pan na okładce (może i atrakcyjny) zapowiadał kolejną opowieść o super przystojnym, seksownym, wspaniałym chłopaku i wyjątkowej, doprowadzającej czytelnika do nerwicy dziewoi, która się w nim zakochuje. A ja mam takich historii serdecznie dosyć, przyprawiają mnie o sadystyczne myśli i niecne plany zamordowania irytujących bohaterów. Nie, dziękuję. Po Twojej recenzji tym bardziej nie sięgnę, bo nie lubię tego typu opowieści, nie lubię romansów, które dzieją się za szybko, nie lubię płaskich bohaterów, nie lubię patetycznych monologów (grrr...). Może kiedyś będę chciała przekonać się na własnej skórze, czy ,,Utrata" taka straszna jak ją malujesz, ale jeśli już, to będzie naprawdę daleka przyszłość, bo na razie zdecydowanie się nie rwę do tej książki;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
P.
Świetnie to streściłaś! Właśnie tak przedstawia się w skrócie "Utrata". ^.^ Książki nie polecam, ale zawsze możesz spróbować przeczytać, powieść nie jest długa i szybko się czyta, więc czasu zbyt wiele nie zmarnujesz. ^^
UsuńSłyszałam wiele zachwytów nad tą książką, ale jakoś do mnie nie przemawiała. Już myślałam, że jestem jakaś dziwna, ale po Twojej recenzji się uspokoiłam ;) Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńhttp://k-a-k-blogrecenzencki.blogspot.com/
A ja bym Ci poleciła sięgnąć po kolejne tomy, bo każdy jest inny. I, przeważnie, jak się komuś nie podobała Utrata, to zakochuje się w Toxic albo we Wstydzie ;)
OdpowiedzUsuńNo nie wiem, jakoś strasznie się do autorki zraziłam. Ale może kiedyś zaryzykuję i sięgnę. ^.^
UsuńUtrata zdecydowanie nie zalicza się do najgorszych książek, które przeczytałam i nie mam o niej aż tak złego zdania ;), ale ze smutkiem muszę się zgodzić z przesłodzeniem... Momentami miałam wrażenie, jakby autorka na siłę próbowała mi wepchnąć karmelowo-czekoladowe ciastko owinięte watą cukrową :D
OdpowiedzUsuńJak to mówią - tyle opinii ile ludzi na świecie. ^.^ A z tym ciastkiem to święta racja, haha. xD
UsuńWow, to chyba pierwsza negatywna recenzja tej książki, z którą miałam styczność! Na pewno wezmę pod uwagę Twoje zdanie :) pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń