Dla większości ludzi na świecie zegarek służy do wyznaczenia godziny. Dla innych jest ładną ozdóbką pasującą do stroju. I tylko nieliczni mają na ich punkcie istną obsesję. Zbierają je, kolekcjonują, rozmawiają o ich częściach składowych, rozprawiają o wskazówkach, chronometrach, paskach i tarczach, podziwiają, oglądają, opisują. Ile jest w stanie zrobić pasjonat dla jednej z najwspanialszych kolekcji czasomierzy na świecie? Czy dla kilkunastu niewiarygodnie cennych zegarków mógłby zabić?
Doktor Figlon jest mózgowcem, jednym z nielicznych znawców metateorii na świecie. Gdy zostaje poproszony o wygłoszenie serii wykładów o istocie czasu w Grand Hotelu w Sopocie, nie waha się ani chwili. Okazuje się jednak, że to, co miało być zjazdem naukowców, tak naprawdę jest spotkaniem fanatyków - kolekcjonerów zegarków. Na dokładkę dochodzi morderstwo Maxa Ringelmanna, którego rozwiązanie wydaje się niemożliwe - wszyscy ewentualni sprawcy mają mocne alibi, a nikt z zewnątrz nie miał szans dostać się do hotelu. Sprawę prowadzi inspektor Frank van Graaf z małą pomocą doktora Figlona. Kto miał wystarczający motyw i możliwości, aby zabić Ringelmanna?
Kryminały to ostatnimi czasy jeden z moich ulubionych gatunków literackich, mimo ciągle powtarzającego się w nich schematu: zbrodnia, śledztwo, winny. Choć od wieków detektywi wykorzystali chyba wszystkie możliwe chwyty, dalej dajemy się zaskoczyć i pytamy z niedowierzaniem, jak on niby do tego doszedł? Czytelnik wsiąka w zagadkę, obstawia morderców, czeka na wyjaśnienie, przeocza poszlaki i wskazówki. Potem następuje spektakularne zakończenie, w którym przestępcą okazuje się osoba najmniej według nas prawdopodobna. Zobaczmy, jak schemat ten przebiegł w Kolekcji Ringelmanna...
Doktora Figlona może nie polubiłam, ale z pewnością nie mogę odmówić mu charakteru, podobnie zresztą rzecz się ma z van Graafem. To dwójka naprawdę intrygujących osobników, którzy w duecie często wywołują uśmiech na twarzy czytelnika. Figlon to bohater niezwykle inteligentny, domyślny, ale też nieco oderwany od rzeczywistości, ledwie wiążący koniec z końcem. Van Graaf jest w przeciwieństwie do niego postawnym, silnym mężczyzną o ostrych rysach i niezbyt uprzejmym obejściu. Kto by pomyślał, że razem stworzą tak dobraną parkę!
Książkę czyta się lekko i przyjemnie, kolejne strony lecą nam niespodziewanie szybko. Choć sama zagadka kryminalna pojawia się dopiero gdzieś w połowie powieści a jej rozwiązanie nie jest wcale wątkiem głównym i dzieje się jakby mimochodem, a przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie, to wspomnienia Figlona nie nudzą. Jeśli już przy tym jesteśmy - problem niestety pojawia się przy narracji. Sprawę morderstwa Ringelmanna poznajemy ze snutych przez naszego doktorka wspomnień, kiedy to czeka on na swoją ukochaną Miriam, guzdrzącą się w łazience. Szczerze mówiąc, niezbyt przypadło mi do gustu takie przedstawienie tej historii. Wprowadza to jedynie niepotrzebne zamieszanie i nie ma żadnego celu. Spokojnie mogłoby się bez tego obyć. Dopatrzyłam się też kilku innych drobnych błędów związanych z narracją, ale nie rzucają się na tyle w oczy, aby zepsuć obraz całości.
Sama zagadka kryminalna nie jest najbardziej pasjonującym elementem powieści. Oczywiście nie udało mi się poprawnie wytypować mordercy - tak naprawdę nawet nie próbowałam, bo nigdy nie miałam do tego nosa - ale też nie byłam specjalnie zaszokowana zakończeniem. Najbardziej interesowała mnie otoczka zbrodni, wszędobylskie zegarki, fanatycy, śledztwo, relacje pomiędzy bohaterami, humor, wspólny eksperyment żyjącego jeszcze Ringelmanna i Figlona... To właśnie nadawało tej książce smaczku, to te elementy najskuteczniej przyciągają do siebie czytelnika.
Kolekcja Ringelmanna nie jest książką głęboko zapadającą w pamięć, szokującą czy genialną. To po prostu przyjemna historia pełna ciekawych, świetnie wykreowanych postaci - a dla mnie bohaterowie zawsze byli podstawą dobrej powieści. To książka sympatyczna, lekka i przyjemna, zapewniająca rozrywkę na wieczorek lub dwa. Powieść, przy której miło spędzicie czas i która być może zdoła poprawić Wam humor. Moim zdaniem warto spróbować zmierzyć się z pozycją Ubertowskiego, poznać Figlona, van Graafa, Zalewskiego, Ringelmanna i całą resztę, a także pouśmiechać się trochę do zapisanych stron, zrelaksować...
Doktor Figlon jest mózgowcem, jednym z nielicznych znawców metateorii na świecie. Gdy zostaje poproszony o wygłoszenie serii wykładów o istocie czasu w Grand Hotelu w Sopocie, nie waha się ani chwili. Okazuje się jednak, że to, co miało być zjazdem naukowców, tak naprawdę jest spotkaniem fanatyków - kolekcjonerów zegarków. Na dokładkę dochodzi morderstwo Maxa Ringelmanna, którego rozwiązanie wydaje się niemożliwe - wszyscy ewentualni sprawcy mają mocne alibi, a nikt z zewnątrz nie miał szans dostać się do hotelu. Sprawę prowadzi inspektor Frank van Graaf z małą pomocą doktora Figlona. Kto miał wystarczający motyw i możliwości, aby zabić Ringelmanna?
Kryminały to ostatnimi czasy jeden z moich ulubionych gatunków literackich, mimo ciągle powtarzającego się w nich schematu: zbrodnia, śledztwo, winny. Choć od wieków detektywi wykorzystali chyba wszystkie możliwe chwyty, dalej dajemy się zaskoczyć i pytamy z niedowierzaniem, jak on niby do tego doszedł? Czytelnik wsiąka w zagadkę, obstawia morderców, czeka na wyjaśnienie, przeocza poszlaki i wskazówki. Potem następuje spektakularne zakończenie, w którym przestępcą okazuje się osoba najmniej według nas prawdopodobna. Zobaczmy, jak schemat ten przebiegł w Kolekcji Ringelmanna...
Doktora Figlona może nie polubiłam, ale z pewnością nie mogę odmówić mu charakteru, podobnie zresztą rzecz się ma z van Graafem. To dwójka naprawdę intrygujących osobników, którzy w duecie często wywołują uśmiech na twarzy czytelnika. Figlon to bohater niezwykle inteligentny, domyślny, ale też nieco oderwany od rzeczywistości, ledwie wiążący koniec z końcem. Van Graaf jest w przeciwieństwie do niego postawnym, silnym mężczyzną o ostrych rysach i niezbyt uprzejmym obejściu. Kto by pomyślał, że razem stworzą tak dobraną parkę!
Książkę czyta się lekko i przyjemnie, kolejne strony lecą nam niespodziewanie szybko. Choć sama zagadka kryminalna pojawia się dopiero gdzieś w połowie powieści a jej rozwiązanie nie jest wcale wątkiem głównym i dzieje się jakby mimochodem, a przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie, to wspomnienia Figlona nie nudzą. Jeśli już przy tym jesteśmy - problem niestety pojawia się przy narracji. Sprawę morderstwa Ringelmanna poznajemy ze snutych przez naszego doktorka wspomnień, kiedy to czeka on na swoją ukochaną Miriam, guzdrzącą się w łazience. Szczerze mówiąc, niezbyt przypadło mi do gustu takie przedstawienie tej historii. Wprowadza to jedynie niepotrzebne zamieszanie i nie ma żadnego celu. Spokojnie mogłoby się bez tego obyć. Dopatrzyłam się też kilku innych drobnych błędów związanych z narracją, ale nie rzucają się na tyle w oczy, aby zepsuć obraz całości.
Sama zagadka kryminalna nie jest najbardziej pasjonującym elementem powieści. Oczywiście nie udało mi się poprawnie wytypować mordercy - tak naprawdę nawet nie próbowałam, bo nigdy nie miałam do tego nosa - ale też nie byłam specjalnie zaszokowana zakończeniem. Najbardziej interesowała mnie otoczka zbrodni, wszędobylskie zegarki, fanatycy, śledztwo, relacje pomiędzy bohaterami, humor, wspólny eksperyment żyjącego jeszcze Ringelmanna i Figlona... To właśnie nadawało tej książce smaczku, to te elementy najskuteczniej przyciągają do siebie czytelnika.
Kolekcja Ringelmanna nie jest książką głęboko zapadającą w pamięć, szokującą czy genialną. To po prostu przyjemna historia pełna ciekawych, świetnie wykreowanych postaci - a dla mnie bohaterowie zawsze byli podstawą dobrej powieści. To książka sympatyczna, lekka i przyjemna, zapewniająca rozrywkę na wieczorek lub dwa. Powieść, przy której miło spędzicie czas i która być może zdoła poprawić Wam humor. Moim zdaniem warto spróbować zmierzyć się z pozycją Ubertowskiego, poznać Figlona, van Graafa, Zalewskiego, Ringelmanna i całą resztę, a także pouśmiechać się trochę do zapisanych stron, zrelaksować...
"Kolekcja Ringelmanna" Adam Ubertowski, Wyd. Oficynka, str. 255
Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Oficynka!
Słyszę o tej książce po raz pierwszy, ale czuję się zainteresowana! Osobiście po kryminały sięgam dosyć często, ale w tej książce bardzo zainteresował mnie ten aspekt zegarów... Dodatkowo obawiam się trochę polskiego autora, ale jeśli ta powieść trafi w moje ręce - nie będę się zapierać rękoma i nogami przed jej przeczytaniem ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
ksiazki-inna-rzeczywistosc.blogspot.com
Myślę, że zawsze warto spróbować. :))
UsuńPierwszy raz słyszę o tym tytule, ale po Twojej recenzji mam ochotę sięgnąć. Nie wiem czy znajdę czas:( Jakoś ostatnio mi z nim nie po drodze.
OdpowiedzUsuńhttp://przewodnik-czytelniczy.blogspot.com
Po raz pierwszy się spotykam z tą książką, ale jakoś specjalnie mnie nie zainteresowała, chociaż może kiedyś się skuszę ;) Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńhttp://k-a-k-blogrecenzencki.blogspot.com/
Myślę sobie ostatnio, że wreszcie trzeba przeczytać jakiś kryminał... kiedy to ja ostatnio miałam książkę z tego gatunku w rękach? 3-4 lata temu... no i nie wiem, na co się zdecydować. W fantastyce to ja jestem obeznana, ale w kryminałach jestem jak dziecko we mgle.
OdpowiedzUsuńNie chcę zaczynać od jakiegoś bardzo skomplikowanego kryminału, chciałabym zajrzeć do czegoś mniej wymagającego, tak na początek. A tu nagle "bum!" - jak z nieba wyskakujesz mi z tą książką!
Dziękuję i pozdrawiam:)))
Gorąco polecam Ci też kryminały Christie - mistrzostwo świata! "Tajemnicza historia w Styles", "A.B.C.", "Morderstwo w Orient Expressie", "I nie było już nikogo" - na pewno będziesz zachwycona. ^^ To króciutkie książeczki z zamkniętym kręgiem podejrzanych, zaskakujące i naprawdę wciągające. :) I
Usuń"Kolekcję..." też oczywiście warto poznać.
To brzmi dość ciekawie ;)
OdpowiedzUsuń