3 marca 2016

Na skrzydłach miłości i to całkiem dosłownie

Mętlik w głowie. Obiecałam sobie kiedyś, że już nigdy, NIGDY nie zacznę recenzji tymi słowami. Że już nigdy nie napiszę, nawet, gdyby to była prawda, że nie potrafię w żaden sposób usystematyzować swoich myśli. Dzisiaj jednak nie wytrzymałam. W mojej głowie panuje chaos, zamieszanie, harmider i wszechobecny nieporządek. Nie, raczej totalna pusta. Nie potrafię jasno stwierdzić - czy Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender mi się podobały, czy może... nie za bardzo? A może coś pośrodku?

Ava rozpoczyna swoją opowieść od czasów młodości swojej babci, Emilienne, która wraz z rodzeństwem i rodzicami przeprowadza się pewnego dnia z Francji na Manhattan. Rodzina Roux rozpoczyna tam nowe życie. Później małżeństwo z Coonorem Lavenderem, wyprowadzka do Seattle na ulicę Pinnacle, córka Viviane i dwójka bliźniaków - cichy Henry i Ava, dziewczynka ze skrzydłami... Cud? Żywy Anioł? Czy normalna dziewczynka z dziwną mutacją? W poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie o swój niecodzienny wygląd Ava cofa się w przeszłość i próbuje poznać pełne magii i sekretów losy swoich przodków. Losy, w których wątkiem głównym jest miłość.
To historia przypominająca bardziej mit lub baśń, niż rzeczywistość.

"Miłość, jak powszechnie wiadomo, kieruje się własną logiką, za nic mając nasze plany czy zamiary."

Nie mogę zaprzeczyć, że jest w tej powieści jakiś czar i urok. Czytelnik wsiąka w świat duchów, skomplikowanych historii pełnych cierpienia, bólu i miłości, będącej często przyczyną nieszczęść głównych bohaterów. Czytelnik po pewnym czasie przestaje zastanawiać się nad nierealnością tych opowieści, nie wnika, dlaczego dorosła kobieta zamieniła się w kanarka, a inna całkiem zniknęła z powierzchni ziemi. Bo to tak miało być i czytelnik z czasem zaczyna się uśmiechać do tych drobnych elementów fantastycznych, bo one tak pięknie się w tę książkę wtapiają, są tak cudownym urozmaiceniem. To takie małe smaczki, którymi czytelnik się rozkoszuje i do których przywyka.

Bohaterowie to kolejny duży plus. Nie powiedziałabym, że są zupełnie ludzcy, bo to istoty, zdawać by się mogło, niemal na wpół fantastyczne, ale ciekawe. Dające się lubić lub nienawidzić. Nieco oschła Emilienne z tym swoim kokiem związany na szyi i Vivianne żyjąca umarłą miłością, pewna siebie Cardigan, uroczy, jąkający się Rowe, kochany, wyrośnięty Gabe. I choć podczas czytania wydaje się, że tych bohaterów jest tam jakoś mało, w efekcie okazuje się, że wcale nie, że wciąż ich przybywa, że oni jednak są. Z krwi i kości. Bezbłędni. Choć może nienaturalni czy przejaskrawieni. Ale tacy mieli być.

"Nosił też inne blizny, takie, które są nie widoczne dla oka. Miał ich zdecydowanie więcej niż Viviane. Każde z nich rozmyślało nad tym, gdy leżeli jedno obok drugiego. Powietrze ochłodziło się, a księżyc wspinał się po niebie."

Książka jest napisana lekkim, przyjemnym językiem. Wydarzenia, choć sięgają jeszcze przed narodziny Avy, biegną sprawnie, ciekawiąc, intrygując, zadziwiając. Z początku odniosłam jednak przykre wrażenie, że ta książka jest o niczym. Prawidłowa historia naszej narratorki (ale czy na pewno głównej bohaterki?) rozpoczyna się dopiero gdzieś w połowie powieści. Nie mogłam dostrzec żadnych wplątanych w tę historię wartości, zdawało mi się, że autorka pisze, co jej przyjdzie pierwsze do głowy, chcąc po prostu stworzyć ładną, poetycką książkę - ale jednak o niczym. Kiedy zmieniłam zdanie? Gdy powieść już skończyłam i zaczęłam myśleć o niej na spokojnie. Dopiero wtedy mogłam wyraźnie wskazać wady i zalety.

Właśnie. Gdy teraz myślę o Osobliwych i cudownych przypadkach Avy Lavender, zdaje mi się, że jest to ciekawa, bardzo dobra powieść: z wartką akcją, barwnymi bohaterami, świetnie napisana. Ogólnie widzę w niej więcej plusów niż minusów. Jednak moje wrażenia były całkiem inne, gdy tę powieść czytałam. Coś mnie uwierało, drażniło, wywoływało na mojej twarzy skrzywione grymasy. Ciągle coś było nie tak.

Myślę, że taką najbardziej wrażliwą kwestią był dla mnie sposób przedstawienia przez autorkę religii. A konkretniej chrześcijaństwa. Osoby wierzące były tu pokazane jako osoby fałszywe, oschłe, nienormalne i szalone - tacy religijni oszołomi, fanatycy, którzy nic nie robią, tylko się modlą, siedzą w kościele i poszczą. Tacy udawani, pobożni, ciemni egoiści, którzy nie potrafią naprawdę żyć. Nie rozumiem, jaki autorka miała w tym cel, czy w ten sposób próbowała religię chrześcijańską ośmieszyć, ale bardzo mnie to zniesmaczyło. Nie lubię takich chwytów. Strasznie nie lubię. W książce nie brakuje jednak magicznych ziół, przepowiadania przyszłości i innych takich praktyk czarodziejskich - które są oczywiście elementem pozytywnym, jak najbardziej dobrym. Nie wnikam w przekonania autorki, nie krytykuję jej za nie. Po prostu, jako osoba wierząca, źle trafiłam z lekturą. Nikt w końcu nie lubi być obrażany.

"Znowu on. Los. To słowo często towarzyszyło mi, kiedy byłam dzieckiem. Szeptał do mnie z ciemnych kątów pokoju w czasie samotnych nocy. Był pieśnią ptaków na wiosnę i wołaniem wiatru w nagich gałęziach zimowego popołudnia. Los. Zarówno moja udręka, jak i pociecha. Mój towarzysz i moja klatka."

Mimo to było kilka wątków, które szczególnie mi się w tej książce spodobały (i to o nich, a nie o tych wywołujących we mnie niechęć i zrezygnowanie chcę pamiętać). Jest to choćby postać Gabe'a i jego uwielbienia do pewnej osoby. Albo kochany, uroczy Rowe! I ten wstrząsający, szokujący moment, którego w ogóle się nie spodziewałam, który zbił mnie z nóg, zatrzymał akcję serca i spowodował, że oczy prawie wyszły mi z orbit - oczywiście nie powiem Wam, o co chodzi, ale... łał! Łał. Taka spokojna, delikatna powieść i tu nagle taka sytuacja. Muszę przyznać, że autorka mnie tym zaskoczyła. Końcówka, mimo swojej niejasności, też przypadła mi do gustu.

Cóż jeszcze rzec mogę? Nie czuję się ani rozczarowana, ani zachwycona powieścią Leslye Walton. W trakcie czytania wydawało mi się, że nic z tego nie będzie, że niepotrzebnie to czytam, jednak uczucie to znikło, gdy powieść już skończyłam. Historia Avy zostanie w mojej głowie jako miłe wspomnienie, jako książka pomysłowa, zagadkowa i urokliwa, ale także drażniąca. Zupełnie niezgodna z moimi przekonaniami. Cóż, bywa. Może Wam, drodzy czytelnicy, Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender bardziej przypadną do gustu.

"Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender" Leslye Walton, Wyd. SQN, str. 300

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non

11 komentarzy:

  1. Mnie w tej książce interesuje chyba jedynie okładka na tą chwilę :D A poruszanie tematyki religii w książkach jest dość... trudne. Trzeba mieć wyczucie ;)
    drewniany-most.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Też mam mieszane uczucia co do niektórych książek. Ciekawa jestem czy w tym przypadku też tak będzie. Spróbuje jak najszybciej się przekonać :) Teraz na pewno zacznę ją czytać z innym podejściem. Już naczytałam się wiele pozytywnych opinii, a od ciebie dowiedziałam się że jednak ma małe mankamenty :)
    Pozdrawiam cieplutko
    http://wiktoriaczytarazemzwami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Kojarzę tę książkę, słyszałam o niej, ale jakoś mnie nie ciągnęło. Chociaż pozytywne aspekty, ta delikatność i poetyckość brzmią kusząco, to w sumie... no nie wiem, po prostu mnie nie przyciąga. Może kiedyś, w ramach ciekawostki:)
    Też nie przepadam za takim skrajnie negatywnym przedstawianiem religii w książkach, bo sama jestem wierząca i dlatego mogę poczuć się dziwnie. Nic do tego nie mam, każdy ma swoje poglądy, ale nie musi mi się to podobać:)
    Pozdrawiam ciepło!
    P.

    OdpowiedzUsuń
  4. Okładka jest rzeczywiście urocza.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mogę się doczekać, kiedy dostanę tę książkę w swoje łapki. Okładka jest prześliczna!
    Apteka Literacka

    OdpowiedzUsuń
  6. Zamierzam któregoś dnia się zmierzyć z tym egzemplarzem ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo mnie ciekawi ta książka. A okładka jest prześliczna.
    Pozdrawiam :)
    http://life-ishappiness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Mogłoby być ciekawie, ale ta książka nie do końca mnie do siebie przekonuje. Do tego niedawno przeczytałam już powieść, po której nie byłam pewna, czy mi się podobała, czy jednak nie koniecznie. Przynajmniej na razie wolę nie mieć do czynienia z kolejną taką sytuacją. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dużo słyszę o tej książce pozytywnych opinii, jednak ja nie jestem do niej jakoś bardzo przekonana...Sama nie wiem.. ;)


    Pozdrawiam,
    http://miedzypolkami-ksiazki.blogspot.com/2016/03/saga-ognia-i-wody-wielki-bekit.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Książka pojawia się aktualnie na wielu blogach. Mnie osobiście do niej nie ciągnie, ale na pewno znajdzie ogrom zwolenników.

    OdpowiedzUsuń
  11. Śliczna okładka;D Ciągle jestem namawiana na to, by przeczytać tą pozycję i chyba w końcu ulegnę;)
    http://przewodnik-literacki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli po przeczytaniu posta napiszesz kilka słów, drogi czytelniku. Każdy komentarz wywołuje mój uśmiech, więc pisz bez obaw! ^^ Chętnie wejdę też na Wasze blogi, więc śmiało zostawiajcie linki (oczywiście byłoby świetnie, gdyby link ten znajdował się dopiero pod sensownym komentarzem. I nie zapraszajcie mnie ciągle do nowych recenzji na swoim blogu!).

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...