Literacki fenomen! Powieść odrzucona przez wydawców, pokochana przez czytelników! Ojejciu... Przykro mi, ale to nie będzie kolejna recenzja zachwalająca tę książkę. Więc jeśli jesteś fanem "Klatwy tygrysa", to może Ci się to nie spodobać.
Osiemnastoletnia Kelsey Hayes w czasie wakacji postanawia znaleźć sobie dorywczą pracę. W ten sposób trafia do cyrku. Tam własnie spotyka białego tygrysa, Rena, a jej życie (jakby mogło być inaczej) staje na głowie. Zaprzyjaźnia się z nim i pragnie, aby był wolny. Pewnego dnia w cyrku pojawia się bogaty obcokrajowiec i proponuje Kelsey wyjazd do Indii, gdzie Ren ma trafić do rezerwatu. Dziewczyna zgadza się. Od tej chwili będzie mieć do czynienia z pradawną klątwą, pół-człowiekiem, pół-tygrysem i mrocznymi siłami. Jak to się wszystko skończy?
Na początek minusy. To co dobre zostawmy na koniec.
To, co mi najbardziej przeszkadzało - przewidywalność. Gdy tylko zaczęłam czytać wiedziałam, jak mniej więcej będzie przebiegać historia. I tak do końca. Nie było żadnego punktu zaskoczenia. ŻADNEGO. Do tego schemat jak ze "Zmierzchu". Niezwykły mężczyzna, zwyczajna dziewczyna - miłość na wieki. Bla, bla, bla. Oczywiście nie mogę zapomnieć o romantycznym Renie i jego tekstach. Nawet nie wiecie, jak chciało mi się śmiać! Ach... On nie ma żadnej wady.
Styl pisania - nie najlepszy, nie najgorszy. Przeciętny (jak cała książka zresztą). Nie ma nad czym się zachwycać. Tylko po co główna bohaterka (narracja pierwszoosobowa) musi dokładnie opisać co robi i co je?! Na serio?! Co mnie obchodzi jakie pyszności zajadała i jak długo spała? No cóż... Każdy ma inny gust.
Kolejna rzecz która mnie denerwowała - bohaterom wszystko przychodziło zbyt łatwo. Wszystko mięli podane na tacy. Mnóstwo pieniędzy, luksusowe apartamenty, wypasiony samochód... Jak już pojawiła się jakaś "niezwykle ciekawa" wyprawa, oni pokonywali wszystkie trudności bez problemu. Co tam śmiercionośne pułapki! To dla nas bułka z masłem!
I te głupie bóstwa! "-Chodźmy do Durgi ona nam pomoże.". Ojejciu... Ok, pogodziłam się z pradawną klątwą itd. Ale z tym, że niby jacyś bogowie z Indii istnieją... Tego już za wiele. Przepraszam bardzo, ale jak w książce wciskają czytelnikom taki kit, to ja dziękuję. Jeszcze ktoś uwierzy, że trzeba się modlić do Durgi. No dobra, może trochę przesadziłam : )
Teraz plusy, bo jednak przeczytałam "Klątwę tygrysa" do końca.
Bohaterowie - nie są tacy mdli, jak mogłoby się wydawać. Kelsey to na szczęście nie kolejna Bella Swan. Ma charakter! To samo mogę powiedzieć o Kishanie i o Re... nie, o Renie nie. Ren nie ma żadnych wad. Jednak postacie nie denerwowały sztucznością. A dla mnie to już duuuży plus.
Pomysł nawet nie był zły. Nie licząc wyżej wspomnianych minusików. Bo trzeba przyznać, że biały tygrys fascynuje, a dzika dżungla przyciąga. Zdecydowanie wolę te klimaty od wampirów. I co tu mówić... Jestem trochę ciekawa ciągu dalszego.
No i to, co dziewczyny lubią najbardziej! Wątek miłosny! Punkt programu, który najbardziej ciekawi (nie ukrywam tego). I choć na początku wydał mi się oklepany, to z czasem zaczęłam kibicować Renowi (okazało się, ze jest znośny i jednak ma... trochę charakteru). Z każdą kłótnią i "super romantic" sceną miałam ochotę czytać dalej.
Więc podsumowując. Jest to idealna książka do relaksu i jeśli chcemy się trochę odmóżdżyć. Choć przygoda jest nudna, to klimat i wątek romantyczny (tak gdzieś w połowie) nam to wynagrodzi. Styl pisania jest znośny, więc czyta się nawet, nawet przyjemnie. Ale jednak książka niczym się nie wyróżnia. Jest po prostu przeciętna.
Ale się rozpisałam! Jak ja uwielbiam krytykować powieści... Ach... Cytatów nie wstawiłam, bo... nie było żadnych ciekawych.
Na początek minusy. To co dobre zostawmy na koniec.
To, co mi najbardziej przeszkadzało - przewidywalność. Gdy tylko zaczęłam czytać wiedziałam, jak mniej więcej będzie przebiegać historia. I tak do końca. Nie było żadnego punktu zaskoczenia. ŻADNEGO. Do tego schemat jak ze "Zmierzchu". Niezwykły mężczyzna, zwyczajna dziewczyna - miłość na wieki. Bla, bla, bla. Oczywiście nie mogę zapomnieć o romantycznym Renie i jego tekstach. Nawet nie wiecie, jak chciało mi się śmiać! Ach... On nie ma żadnej wady.
"Sundari. Tkwiłem tu i myślałem, że nie może być nic piękniejszego niż ten zachód słońca, myliłem się jednak. Twoja skóra i włosy, lśniące w promieniach słońca, to widok niemal... nie do opisania."
Styl pisania - nie najlepszy, nie najgorszy. Przeciętny (jak cała książka zresztą). Nie ma nad czym się zachwycać. Tylko po co główna bohaterka (narracja pierwszoosobowa) musi dokładnie opisać co robi i co je?! Na serio?! Co mnie obchodzi jakie pyszności zajadała i jak długo spała? No cóż... Każdy ma inny gust.
Kolejna rzecz która mnie denerwowała - bohaterom wszystko przychodziło zbyt łatwo. Wszystko mięli podane na tacy. Mnóstwo pieniędzy, luksusowe apartamenty, wypasiony samochód... Jak już pojawiła się jakaś "niezwykle ciekawa" wyprawa, oni pokonywali wszystkie trudności bez problemu. Co tam śmiercionośne pułapki! To dla nas bułka z masłem!
I te głupie bóstwa! "-Chodźmy do Durgi ona nam pomoże.". Ojejciu... Ok, pogodziłam się z pradawną klątwą itd. Ale z tym, że niby jacyś bogowie z Indii istnieją... Tego już za wiele. Przepraszam bardzo, ale jak w książce wciskają czytelnikom taki kit, to ja dziękuję. Jeszcze ktoś uwierzy, że trzeba się modlić do Durgi. No dobra, może trochę przesadziłam : )
Teraz plusy, bo jednak przeczytałam "Klątwę tygrysa" do końca.
Bohaterowie - nie są tacy mdli, jak mogłoby się wydawać. Kelsey to na szczęście nie kolejna Bella Swan. Ma charakter! To samo mogę powiedzieć o Kishanie i o Re... nie, o Renie nie. Ren nie ma żadnych wad. Jednak postacie nie denerwowały sztucznością. A dla mnie to już duuuży plus.
Pomysł nawet nie był zły. Nie licząc wyżej wspomnianych minusików. Bo trzeba przyznać, że biały tygrys fascynuje, a dzika dżungla przyciąga. Zdecydowanie wolę te klimaty od wampirów. I co tu mówić... Jestem trochę ciekawa ciągu dalszego.
No i to, co dziewczyny lubią najbardziej! Wątek miłosny! Punkt programu, który najbardziej ciekawi (nie ukrywam tego). I choć na początku wydał mi się oklepany, to z czasem zaczęłam kibicować Renowi (okazało się, ze jest znośny i jednak ma... trochę charakteru). Z każdą kłótnią i "super romantic" sceną miałam ochotę czytać dalej.
Więc podsumowując. Jest to idealna książka do relaksu i jeśli chcemy się trochę odmóżdżyć. Choć przygoda jest nudna, to klimat i wątek romantyczny (tak gdzieś w połowie) nam to wynagrodzi. Styl pisania jest znośny, więc czyta się nawet, nawet przyjemnie. Ale jednak książka niczym się nie wyróżnia. Jest po prostu przeciętna.
Ale się rozpisałam! Jak ja uwielbiam krytykować powieści... Ach... Cytatów nie wstawiłam, bo... nie było żadnych ciekawych.
"Klątwa tygrysa" Colleen Houck, Wyd. Otwarte, str. 355
Ja kończę trzeci tom i bardzo mi się podoba od samego początku. Może faktycznie za łatwo im to wszystko przychodzi ale i tak jest fajnie ;3
OdpowiedzUsuńPonoć kolejne części są lepsze, no nie? Głupio mi przyznać, ale jednak trochę ciągnie mnie do drugiej części ;)
UsuńKsiążka jak dla mnie jest nieprzemyślana, ale do najgorszych nie należy :)
OdpowiedzUsuńNajgorsza nie jest. Ale mogła być lepsza :)
UsuńMam ja na szarym koncu listy "must read" i nie wiem czy po nia siegne. Czytalam tysiace recenji, jak to chwala ta ksiazke, a ja nie wiedzialam za co. Twoja ukazuje "prawde" i mysle, ze bardziej wierze juz Tobie, niz milionom fanek tej serii.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Oooo... Dziękuję ;)
UsuńPozdrawiam
Ja oceniłam tę książkę gorzej, zaskoczyła mnie nieźle, ale na pewno do niej wrócę, bo jeszcze przy żadnej książce się tak nie uśmiałam. Najlepszy cytat to ten, gdy Ren mówi: To ja twój tygrys, myślałam, że padnę :P
OdpowiedzUsuńW Twojej recenzji muszę się nie zgodzić w kilku kwestiach. Moim zdaniem bohaterowie byli okropnie nudni, główna bohaterka nie miała żadnego charakteru i po prostu zanudzała mnie podczas lektury. Co do Rena tak, był tak irytująco miły, słodki, piękny, silny, bal, bla, bla :P
I jeszcze jedna kwestia, nie rozumiem dlaczego przeszkadza Ci to, że autorka przedstawiła bogów z Indii, może zrobiła to nieudolnie, ale przecież tak samo robią inni pisarze, którzy powołują się na mitologię.
Pozdrawiam.
PS. Musiałam się wypowiedzieć, jest o jedna z książek, która zwaliła mnie z nóg, dzięki swej głupocie :P
Też się strasznie uśmiałam ;) Ren był taki cudowny! Tak głupiutka książeczka, że aż miło.
UsuńCo do charakteru. Oceniłam je na plus tylko dlatego, że widziałam o wiele, wiele bardziej sztuczne postacie. a Ci bogowie po prostu do mnie nie przemówili :)
Dziękuje ci za tak długi komentarz.
Pozdrawiam
Oj tak, dobra krytyka zawsze spoko :)
OdpowiedzUsuńPo tę książkę nie zamierzam sięgać, recenzje, które ją zachwalają nie przekonały mnie do końca, a prawdę mówiąc wiem, że mi „Klątwa tygrysa” by się nie spodobała.
Pozdrawiam,
A mnie się właśnie bogowie podobali (ale mnie nie pytajcie, ja uwielbiam serie Riordana, a tam zawsze też jacyś bogowie). Kelsey... matko, mnie irytowała niezmiernie, ale może to dlatego, że czytałam całą serię, a dalej jest gorzej ... Schemat jest, ale oprócz "Zmierzchu" widzę w tym "Pamiętniki wampirów" - dwóch braci o odmiennych charakterach blablabla. "Klątwa tygrysa" zionie czasem głupotą, ale jako rozrywka sprawdza się, gdy nie ma nic innego do czytania ; )
OdpowiedzUsuń