Zazwyczaj nie czytam powieści po kilka razy, wystarczy mi to pierwsze wrażenia, pierwsze emocje. A potem książka trafia z powrotem na półkę, do biblioteki, koleżanki... Są jednak wyjątki. Czasem odczuwam potrzebę przeczytania czegoś po raz drugi (Jeżycjada!), czasem zmusza mnie do tego szkoła (lektury). "Kamienie na szaniec" przeczytałam kolejny raz z tego drugiego powodu. Teraz mam potrzebę, aby i recenzję napisać po raz kolejny, chociaż może nie będzie to za bardzo recenzja, ale zbiór myśli.
Chodziło o to, by Niemiec widział i czuł, że pobity kraj nie został pokonany, że go jako okupanta nienawidzi. Chodziło o to, by dręczyć i niepokoić nieprzyjaciela unaocznieniem mu, iż istnieją podziemne siły polskie, każdej chwili gotowe do wyjścia na świat i do odwetu.
Rudy! |
Kiedy po raz pierwszy czytałam "Kamienie na szaniec" nie za bardzo wiedziałam, o czym czytam. Moja wiedza na temat II wojny światowej była bardzo ograniczona, nie za bardzo potrafiłam się wczuć w ten klimat, nie rozumiałam, jak straszne rzeczy musieli przeżywać ci ludzie. Mimo to historia Zośka, Alka i Rudego oczarowała mnie, choć to może złe słowo. Teraz, kiedy miałam okazję przypomnieć sobie tę historię, piękną, choć tragiczną, muszę przyznać, że ta książka nie tylko mnie oczarowała, ale zachwyciła.
Podziwiam ich. Wszystkich. Trochę im współczuję, ale też zazdroszczę. Trzymali się zawsze razem, kształtowali własne charaktery, walczyli za Ojczyznę - która była dla nich być może ważniejsza od matki. Zrozumieli coś, czego my prawdopodobnie nigdy nie będziemy w stanie zrozumieć. Że życie powinno być służbą. Wolność, braterstwo i służba - oto najważniejsze ideały, które im przyświecały i którymi kierowali się prze swoje całe (choć krótkie) życie. Zresztą, chyba mnie rozumiecie, prawda?