Zaczęło się. Codzienna poranna pobudka po szóstej, obiady pochłaniane przez zgłodniały organizm z prędkością światła, spisywanie lekcji, nauka, pakowanie na ostatnią chwilę i próba zapamiętania planu zajęć. Tak. Szkoła. Znowu. Choć w sumie w moim przypadku więcej pojawiło się nowości niż rutyny i jako że blog ostatnio zarasta mi pajęczynami a jego autorka kompletnie nie może zabrać się za napisanie choćby jednej recenzji (albo choćby skończenie jednej powieści, do której można by ową recenzję napisać), postanowiłam spisać moje wrażenia z pierwszego miesiąca szkoły średniej.
Liceum tak bardzo różni się od gimnazjum, że pierwsze dni były dla mnie prawdziwym szokiem. Najdziwniejsze jest to, że spośród trzydziestu czterech osób w klasie, trzydziestu czterem naprawdę zależy! Lekcje, w gimnazjum często przepełnione ciszą pustych głów, teraz zaczęły wypełniać się d y s k u s j ą, chęcią wyrażanie własnych opinii i poglądów. W górę strzelają dłonie, głosy różnych osób mieszają się ze sobą, nauczyciel uśmiecha się, gdy jedna z dziewczyn zażartuje a na religii nie panuje ciągle bezsensowne rechotanie. I tak jak w gimnazjum nie lubiłam poznawać nowych ludzi czy też rozmawiać z osobami, których nie znam albo z którymi nie utrzymuję kontaktu, tak teraz jestem do tego codziennie zmuszana. I serio - aż chce się rozmawiać, jak dookoła tyle nowych ludzi, których trzeba poznać, z którymi przez kolejne trzy lata będzie się musiało funkcjonować. Zero stresu - każdy gada z każdym, nie ma żadnej nieśmiałości. Podchodzisz - mówisz, proste. Wiecie, jakie to niesamowite odkryć w sobie nowe pokłady pewności siebie i chęci rozmowy? Takie rzeczy tylko na początku pierwszej klasy, kochani.
Atmosfera jest bardzo przyjemna i już przyzwyczaiłam się do nowego otoczenia na tyle, żeby trafić do toalety, biblioteki, sali gimnastycznej, szatni i poszczególnych klas. Poznałam już wszystkich nauczycieli (a przynajmniej tych, z którymi miałam, mam i mieć będę lekcje) i naprawdę większość da się lubić. A nasz wychowawca? Chyba lepiej nie mogliśmy trafić! Pan profesor jest genialnym polonistą, świetnym mówcą i ma taki głos, że wszystkie licealistki go uwielbiają.
To poznawanie i "oswajanie" się w zbyt dużym stopniu poświęca mój czas, tak więc wybaczcie mi te pustki, które tutaj teraz goszczą. Przez jakiś czas tak to będzie wyglądało - jedna notka na tydzień i koniec. Ale kończy się wrzesień - miesiąc takiej ochrony przed prawdziwą nauką i teraz dopiero zaczyna się nasyp kartkówek, testów, ćwiczeń i sprawdzianów. Poza tym mądra ja zgłosiłam się do konkursu na esej o twórczości J. Hartwig (a samo zbieranie informacji i poznawanie jej poezji trochę zajmuje) i oczywiście, brawo ja, na olimpiadę z polskiego. Zdaję sobie sprawę, że w pierwszej klasie nie mam najmniejszych szans, ale chcę zobaczyć, jak to wygląda. Jednak, wiadomo, olimpiada swojego wymaga, przede wszystkim czasu, więc...
Ogólnie więc moje wrażenia po pierwszym miesiącu spędzonym w tej zacnej szkole są pozytywne. Odkrywam w sobie jakiegoś nowego człowieka, otwieram się na ludzi. Nasza klasa jet pełna barwnych charakterów, niby ta krótko się znamy, a mimo to dobrze się ze sobą czujemy i jakaś więź już się między nami wytworzyła. Pamiętam już wszystkie imiona (oraz większość nazwisk). Najłatwiej było z chłopakami, bo jest ich dwóch ^^ Poznałam masę świetnych ludzi i wiecie co? To wcale nie był takie trudne, jak wcześniej mi się zdawało.
Bardziej przyziemne - poranne wstawanie. Koszmar! Ok. 6:20 pobudka, szybka toaleta, śniadanko, pakowanie i na tramwaj. Zimno, nieprzyjemnie, ale chociaż od przystanku do szkoły jest blisko. We wtorki jest najgorzej, bo zaczynamy o 7:10, na tak zwanej zerówce. Więc muszę wstać o 5:30, co wymaga ode mnie niezwykłych pokładów silnej woli. Jak trudno wyjść spod ciepłej kołderki, otworzyć oczy i niemal po ciemku dojść do łazienki. Lekcje kończymy o 15:15 - na PP naprawdę trudno utrzymać się w pozycji pionowej. Przyzwyczaiłam się już do tej szkolnej rutyny, ale poranne wstawanie dalej jest bolesne. Codziennie przed szkołą toczę walkę ze sobą - wstać, nie wstać. Na razie wygrywam, ale wszystko zmienić się może...
A u Was jak wygląda powrót do szkoły? Założę się, że też wyznajecie zasadę od piątku do piątki ;)) Spokojnie! Jeszcze tylko dwa dni!
Wracam do matematyki, jutro kartkówka ze zbiorów i przedziałów, potem poduczyć się na WOK, kartkówka z fizyki. Chciałam dziś dokończyć Zimową opowieść, ale raczej nie wyrobię. Kończę więc moje przynudzanie, trzymajcie się! I nie dajcie się pożreć ^.^
Ja już liceum mam za sobą ale bardzo miło wspominam ten czas :) Na 34 osoby mialam 5 chłopaków wiec trochę więcej :) Wstawać musiałam codziennie o 5 i o 6 już autobus wiec znam Twój ból. A mnie od jutra czeka powrót na studia, drugi rok. Ile bym oddała za powrót do liceum!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
www.apteka-literacka.blogspot.com
To u mnie znowu dziewczyn było mniej, chociaż i tak z dziewięć ;) Tylko że to był profil mat-fiz.
OdpowiedzUsuńLiceum to cudowny czas. Chociaż z perspektywy czasu studia są jeszcze lepsze!!
Pozdrawiam,
http://magiel-kulturalny.blogspot.com/
Ja przeżywam dramat, kiedy mam iść do pracy na 7 rano :( Ale ja wstaję 15 minut przed wyjściem z domu - myję zęby, ubieram się, podmaluję oczy i biegiem na autobus :)
OdpowiedzUsuńJa podobną przemianę miałam po wstąpieniu do gimnazjum. Trafiłam do klasy naprawdę ambitnych ludzi, którzy wiedzą co chcą robić w życiu i starają się dążyć do tego. Jesteśmy chyba najaktywniejszą klasą w szkole. W podstawówce było zupełnie odwrotnie. Ja mam w klasie pięciu chłopaków, a pozostałe 24 osoby to dziewczęta, więc bywają kłótnie, ale i tak uwielbiam tych ludzi. <3
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o wstawanie to raczej nie mam z tym większych problemów. Mam do szkoły dwie minuty na nogach, więc wystarczyłoby gdybym wstawała nawet wpół do ósmej, jednak ten ranny ptaszek w mojej głowie czasem każe mi to robić nawet o szóstej... I wtedy się uczę! :D
Pozdrawiam serdecznie!
Liceum, kiedy to było:) Pierwsze go dnia już prawie nie pamiętam, ale tak naprawdę dopiero tam zaczęło się moje życie towarzyskie:)
OdpowiedzUsuńLiceum to jeden z najbardziej przełomowych okresów życia.
OdpowiedzUsuńSuper wpis! Życie idzie cały czas do przodu
OdpowiedzUsuń