26 sierpnia 2017

Intrygi, sensacja i wiktoriański klimat zgrabnie zamknięte w jednej powieści

Vanston'owie wiodą sielankowe życie. Magdalene i Nora nie mogą narzekać na brak swobody i miłości ze strony swoich rodziców, żyją w dostatku, poza rodzicami mając za towarzyszkę również swoją dawną guwernantkę, pannę Garth, która traktowana jest jak członek rodziny. Dni upływają im spokojnie i radośnie, do czasu, w którym do Combe-Raven przybywa pewien list, a wraz z nim pomiędzy rodziców i resztę domowników wkradają się sekrety. W jakim celu państwo Vanstone wyjeżdżają do Londynu, nie tłumacząc się nawet własnym córkom? Choć po ich powrocie wszystko pozornie wraca do normy, wkrótce w progach Combe-Raven zawita fala ogromnych nieszczęść, sprawiając, że Magdalene i Nora będą musiały same stawić czoła przykrej rzeczywistości. Jedna z nich pokornie pogodzi się z kolejami losu. Druga, z pomocą intryg, oszustw i swoich zdolności teatralnych, postanowi szukać sprawiedliwości na własną rękę, nie licząc się z konsekwencjami swoich czynów.

"Czy w każdym z nas pod ową zewnętrzną i jawną osobowością, która kształtuje się pod wpływem otoczenia, istnieje jeszcze ukryte i niewidoczne dla innych "drugie ja" - które jest integralną częścią nas i którego nie zmieni żadne wychowanie?"

Po kilkunastu dniach czytania Córek niczyich, odkładam skończoną już książkę na bok. Stało się to jakieś dziesięć minut temu. Moje myśli biegają jak opętane, aby nadążyć za równie szalonymi zachwytami, które ogarnęły moją duszę. Te nieskoordynowane myśli postawiły przede mną dość przykre pytanie: po co ja czytam te piękne, wzruszające i romantyczne historie, skoro prawdopodobieństwo spełnienie ich w moim życiu jest bliskie zeru? Jak każda kobieta - jestem romantyczką (choć może nie każda pani zgodzi się ze mną, to w głębi duszy, wierzę w to absolutnie, każdej z nas zdarza się, z pomocą wyobraźni, wzdychać na myśl o czymś niewyobrażalnie cudownym i romantycznym). Opowieści o tych wszystkich męskich ideałach, którzy całe swe jestestwo poświęcili dla szczęśliwej niewiasty, z wzajemnością kochając ją nad życie, doprowadzają moje biedne serce do niespokojnego bicia i do głębokiej, szczerej nadziei, że coś takiego mogłoby się zdarzyć. Kiedy więc przychodzi rozczarowanie prawdziwym życiem, zdaję sobie sprawy, że lektury pokroju Jane Eyre, Dumy i uprzedzenia czy Musierowiczowej Jeżycjady są dla mnie krzywdzące! O tak, owe papierowe potwory programują moje serce i umysł do poszukiwania rycerza na białym koniu, który, o zgrozo, jakoś nie pojawia się na horyzoncie. 

Wiecie, co najbardziej mnie przeraża w dziele pana Collinsa? Właśnie to - przecież on jest f a c e t e m!!! Jakim cudem udało mu się stworzyć coś tak emocjonującego i trafiającego do delikatnego (i w moim przypadku dość żałosnego, jak się okazuje) niewieściego serca? Zanim jednak przerażę wszystkich tych, których ckliwe historyjki odrzucają, mówię od razu - to nie jest ckliwa historyjka o miłości. Więcej, miłości damsko-męskiej jest tu tyle, co kot napłakał (nie będę się jednak nad tym tematem rozwodzić, co by to nie spojlerować). A jednak dawno żadna powieść nie poruszyła tej delikatnej struny mojego ducha, która domaga się uroczych opowieści o szlachetnych młodzieńcach i pięknych damach. Córki niczyje zrobiły to jednak w wielkim stylu - w stylu książki sensacyjnej, momentami dramatycznej, nieco komicznej, przyprószonej nawet delikatnie urokami powieści psychologicznej i tylko minimalnie, subtelnie przyprawionej wątkiem miłosnym (który nawet 50 stron nie ma..!). Jak to wszystko pięknie się tu zgrywa! 

Gdybym chciała wskazać jedną, choćby jedną jedyną wadę tej powieści, nie licząc oczywiście budowania moich niespełnionych nadziei o tak wspaniałej miłosnej historii swego życia, nie umiałabym wymienić żadnej. Zdziwicie się, gdy powiem, że pomimo objętości niemal 770 stron, książka ani chwilę mi się nie dłużyła? Akcja biegnie wartko od początku do końca, ciągle zaskakując (noo, powiedzmy. Niektóre wypadki były oczywiście dość przewidywalne, a zbiegi okoliczności nieco naciągane, ale to ma jakiś urok), zmieniając bieg wydarzeń, kończąc jedne wątki na rzecz innych. Teraz nie pisze się takich powieści. Teraz autorom brakuje albo cierpliwości, albo weny, aby tak spokojnie i konsekwentnie rozbudowywać swoje dzieło. Historia Magdalen, moim skromnym zdaniem, mogła skończyć się w kilku kluczowych momentach książki, gdyby ciutkę opowieść tę zmodyfikować. A tu nie! Pan Collins wytrwale dąży do wyznaczonego przez siebie celu, którym jest, w co nie wątpię, roztopienie serc swych czytelników i zaskoczenie ich rozwiązaniem intryg.

Bohaterowie, niczym tła opisywanych przez autora wydarzeń, ciągle się zmieniają. Z początku znajdujemy się wraz z rodziną Vanstone'ów w Combe-Raven, by później, z biegiem tragicznych wydarzeń, przenosić się to do Londynu, to do małych nadmorskich miasteczek i innych hrabstw. Z Magdalene zmieniamy sobie towarzystwo. Siostrę, pannę Garth i rodziców zastępujemy sprytnym kapitanem Wraggem i jego żoną, Noelem Vanstonem i jego gospodynią, i szeregiem innych postaci. Przy czym nie mogę mieć zastrzeżeń do kreacji żadnego z bohaterów. 

Samą Magdalene nie wiem, czy lubić, czy też nie. To osóbka niezwykle spontaniczna, silna, wytrwała w swoich dążeniach. Z czasem jej osobowość przebywa mnóstwo przemian - z nieco trzpiotliwej i uroczej, choć inteligentnej, utalentowanej dziewczyny, rodzi się kobieta, która pomimo młodego wieku mnóstwo przeszła. Nie jest to jednak najciekawsza postać w książce Collinsa. O ten zaszczytny tytuł mogą ubiegać się z powodzeniem wielosłowny oszust, kapitan Wragge, jego niesymetryczna i nie do końca zdrowa umysłowo żona, tchórzliwy, skąpy i pewny swej wyższości Noel Vanstone, jego gospodyni, czyli przebiegła niczym lis Lecount, skromny i surowy wobec siebie kapitan Kirke, pewien pocieszny, kontrowersyjny i lunatykujący admirał czy też siostra naszej głównej bohaterki, nieco zamknięta, cicha i konsekwentna w wyznawanych przez siebie zasadach Nora. Każdy kolejny bohater to zbiór charakterystycznych cech, przeżyć, problemów, to oryginalna i barwna jednostka, która gdyby stanęła przed nami, mogłaby uchodzić za kogoś całkiem realnego. 

W powieściach z dawnych epok niezmiennie urzeka mnie i zaskakuje fakt, że ludzie tak naprawdę niewiele się zmienili. Te same troski, przemyślenia, motywy, te same emocje. Możemy mówić, jak wiele się zmieniło, ale wystarczy sięgnąć do dawnej literatury, aby przekonać się, że nie zmieniło się aż tak wiele. Sam człowiek pozostaje taki sam.

Jeszcze raz muszę zaznaczać, jak pięknie napisane są Córki niczyje! Język autora zauroczył mnie już od pierwszych stron. Trafne i obrazowe opisy postaci i ich wewnętrznych przeżyć, które zawsze sobie bardzo cenię, niewielka ilość opisów przyrody, architektury czy też innych pejzaży, humor, gracja, z jaką autor posługuje się słowami, sposób, w jaki je ze sobą łączy - po prostu literacki majstersztyk. Nie dość, że niezwykle przyjemnie i szybko się tę książkę czyta, to jeszcze można delektować się pięknem wiktoriańskiego stylu. Słowem - warto.

"Córki niczyje" Wilkie Collins, Wyd. MG, str. 768

9 komentarzy:

  1. Ooo, brzmi świetnie! Na jakąś książkę Wilkiego Collinsa czaję się odkąd jego nazwisko mignęło mi w ,,Diabelskich maszynach", których akcja rozgrywała się w XIX wieku, poza tym ostatnio bardzo interesuję się tym stuleciem. A po Twojej recenzji wiem już, że sięgnę na pewno. Uwielbiam wyraziste postacie, piękny język, klasykę literatury, roztapiające serduszko, subtelne, dobrze napisane historia miłosna również, co tu ukrywać :D Dzięki Twojej rekomendacji sięgnęłam po ,,Portret Doriana Graya", który był jedną z lepszych książek, które czytałam, więc myślę, że się nie rozczaruję :)
    Co do przedostatniego akapitu - dokładnie! Czasy się zmieniają. I to niesamowicie, a od dwóch stuleci bardzo dynamicznie. Ludzie też się zmieniają - ale w gruncie rzeczy pozostają cały czas tacy sami. Świetnie pokazuje to ,,The Lizzie Bennet Diaries", serial internetowy na podstawie ,,Dumy i uprzedzenia", który bardzo mocno polecam, z całego serduszka, bo jest przeepicki, absolutnie genialny, błyskotliwy, zabawny, wzruszający, ma świetną grę aktorską i scenariusz. A do tego niesamowicie pokazuje uniwersalność powieści Austen. Akcja serialu rozgrywa się współcześnie - są więc inne rekwizyty, kostiumy, plany na przyszłość głównych bohaterek, inne zmartwienia, wydarzenia przerobione tak, aby pasowały do naszych czasów. Cała fabuła i charaktery postaci pozostały niezmienione. Mamy takie same słabości, takie same wady, takie same problemy, marzenia, pragnienia, relacje, emocje. Proza Austen jest przede wszystkim świetną prozą obyczajową - bardzo ironiczną i celną, pełną dystansu, trafnych obserwacji i znakomitego portretowania ludzkich charakterów. ,,The Lizzie Bennet Diaries" pokazuje, że ta historia bynajmniej nie jest uroczą ramotką, tylko że jest bardzo uniwersalna - bo bohaterowie może i kręcą video blogi na YouTube'a, noszą dżinsy i szukają pracy, ale charaktery i słabostki mają wciąż takie same. To jest niesamowite.
    Pozdrawiam ciepło!
    P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sięgaj, droga Polu, sięgaj bez zastanowienia! ;D Jestem pewna tak niemal na pewno, że "Córki niczyje" zauroczą Cię podobnie jak "Portret..." - poza tym to coś naprawdę pięknego, że dzięki mnie ktoś może zachwycać się tak genialną książką razem ze mną!! xD A wiesz, że ten akapit, o którym mówisz, już był przeznaczony do kasacji? Ni w pięć, ni w dziesięć mi do całej recenzji nie pasował, ale w końcu zapomniałam, zostawiłam i chyba dobrze się stało. Serial obejrzę sobie z całą pewnością - ostatnio poszukuję wręcz maniakalnie różnych filmów i seriali do obejrzenia, co to by się w czasie wakacji odmóżdżyć, więc jestem wdzięczna za każdy pomysł i rekomendację! ^^ Nie wspominając o tym, że jestem wierną i oddaną fanką pana Darcy'ego, więc chętnie zobaczę jego kolejne wcielenie, hehe. Już pewnie polecałam Ci serial z 1995? Pewnie tak, wszystkich wkręcam w obejrzenie go, no ale jest cudowny! ♥
      Pozdrawiam równie ciepło (choć w taką pogodę kusi, aby powiedzieć - chłodno)!

      Usuń
  2. Przeczytam z miłą chęcią powyższą pozycję ze względu na styl pisania jakim włada autor, z prostej przyczyny - chcę sprawdzić czym Cię tak zauroczył. Nie ukrywam, że wiktoriański styl również odgrywa rolę w tym moim małym pragnieniu. Boję się jedynie tematyki miłosnej, gdyż z nią jest u mnie naprawdę różnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli jedynym, co zniechęca Cię do tej książki, jest wątek miłosnych, to bez obaw! Jak pisałam, odgrywa w całej książce mało znaczącą rolę i jest go raczej niewiele, więc zachęcam do czytania. ;)

      Usuń
  3. Przeznaczenie - zwał, jak zwał (ale moja wewnętrzna romantyczka, krzyczy po stokroć przeznaczenie) bowiem to już trzeci raz, w przeciągu zaledwie dwóch dni, gdy ta książka przewija mi się przed oczami. Dziś jednak przysiadłam i wreszcie dowiedziałam się o czym jest ta powieść, kiedy to następnie zajęłam się przeglądaniem zaległych, po tygodniu urlopu postów i ujrzałam twoją recenzję! Ową książkę zresztą (pierwsze moje spotkanie) Panna Sasna (świetny zresztą kanał booktubowy na yt) otwierała paczkę z jakiejś księgarni i właśnie w niej znalazły się "Córki niczyje". Kupiła ją za grosze. Mam nadzieję, szczególnie po przeczytaniu twojej opinii, że wciąż ta pozycja będzie dostępna w tak śmiesznej cenie. Naprawdę mnie zachęciłaś, ostatnio mam ochotę na taką literaturę.

    Poza tym masz piękny blog!

    Pozdrawiam, dziewczyna z książkami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, no skoro to przeznaczenie, to chyba nie masz wyboru, trzeba przeczytać! Sama nie mogę odżałować, że wzięłam się za tę powieść dopiero teraz, w czasie gdy "Córki niczyje" leżały sobie na półce calusieńki rok, czekając, nawołując i błagalnie krzycząc... Mnie też czasem nachodzi ogromna ochota na tego typu literaturę i jestem niemal pewna, że w tym przypadku się nie zawiedziesz. ;)
      Ojoj, dziękuję cieplutko! Piękny czy nie, ale zarośnięty pajęczynami, aż wstyd...
      Pozdrawiam także!

      Usuń
  4. Swietna strona, polecam też od siebie rytuały miłosne , bardzo pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli po przeczytaniu posta napiszesz kilka słów, drogi czytelniku. Każdy komentarz wywołuje mój uśmiech, więc pisz bez obaw! ^^ Chętnie wejdę też na Wasze blogi, więc śmiało zostawiajcie linki (oczywiście byłoby świetnie, gdyby link ten znajdował się dopiero pod sensownym komentarzem. I nie zapraszajcie mnie ciągle do nowych recenzji na swoim blogu!).

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...